[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W końcu ocknęła się i zawołała:
Aapcie ją!
Rzecz jasna, zaczęłam uciekać. Ale przed sobą miałam tylko jedną drogę w
stronę jeziora. Usiłowałam skręcić, ale cały czas ktoś mnie przeganiał i musiałam
robić uniki. Po paru minutach osaczyli mnie przy samej linii wody, na plaży.
Zmoczyłam adidasy, cholera...
Teraz już nam nie uciekniesz zaśmiała się Debbie i jej równie pustogłowe
przyjaciółki.
Co chcecie mi zrobić? spytałam, usiłując grać na zwłokę. Nie wiem tak
naprawdę, po co, ale...
Najpierw obetniemy cię na łyso! zawołała dziewczyna z nożyczkami.
Czyli zgadłam?
10 Potem zabierzemy ci ubranie! dodał jakiś chłopak.
O...
11 Pomalujemy farbą.
...rany...
12 Zrobimy zdjęcie.
...boskie...!
I zostawimy tutaj, a zdjęcia rozwiesimy w całej szkole. Uciekam. To więcej
niż pewne. Pytanie tylko: jak? Jedyna droga ucieczki prowadzi do wody. Super, czyli
jednak całkiem zmoczę adidasy...
Ty to wymyśliłaś, czy ktoś musiał ci w tym pomóc? spytałam jeszcze
Debbie.
Sama to wymyśliłam odparła wściekła.
Niech mi ktoś wyjaśni, po co ja ją jeszcze bardziej wkurzam?
Bierzcie ją! krzyknęła w końcu Debbie, wskazując na mnie olbrzymim
tipsem.
A niech to, nowiutkie adidasy... Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam do
wody. Oczywiście oni wbiegli za mną. Ale kiedy woda sięgała mi już do pasa, dali
sobie spokój. Zatrzymali się w miejscu, gdzie była tylko po kolana.
Boicie się, że się rozpuścicie? zaśmiałam się.
Nie odpowiedziała Debbie. Po prostu poczekamy, aż wyjdziesz.
I dopiero w tej chwili zauważyłam, że jestem w pułapce. Ekstra... i to w
dodatku mokrej i zimnej pułapce. To się wkopałam...
Sportowcy rozsiedli się na maskach samochodów. Najwyrazniej rzeczywiście
mieli zamiar czekać, aż wyjdę. Wspaniale, po prostu cudownie... Rozejrzałam się.
Znikąd żadnej pomocy.
Lodowaty dreszcz przebiegł mi po plecach. Jak tak dalej pójdzie, to albo tu
zamarznę i dostanę zapalenia płuc, albo poddam się i wyjdę.
To jak?! wykrzyknęła Debbie. Siedzisz tam już pół godziny!
Wychodzisz?
Odwal się warknęłam pod nosem i potarłam dłonią o drugą dłoń.
Okropnie mi zimno. Muszę się stąd wydostać. Ciekawe, czy kiedy zanurkuję,
to złapie mnie skurcz? No cóż, nie dowiem się, jeśli nie spróbuję. Zaczęłam iść
głębiej w wodę.
Co ty wyprawiasz?! wrzasnęła wściekła Debbie.
Idę się utopić, a co masz przeciwko temu?! odkrzyknęłam hardo.
Wracaj tu!!!
A udław się pomponem!!! zawołałam najgłośniej, jak potrafiłam i
zanurkowałam.
Początkowo przeżyłam lekki szok i zachłysnęłam się lodowatą wodą, ale zaraz
wypłynęłam na powierzchnię i uspokoiłam oddech. Jest dobrze, chyba nie utonę.
Tylko te dżinsy ciągną mnie cały czas w dół. Wzięłam zamach i spróbowałam płynąć
kraulem. Jednak mokra kurtka nie była teraz wygodna, więc nie podniosłam za
wysoko ramienia i tylko poszłam jeszcze głębiej pod wodę.
Po jakiejś minucie szamotania się pod powierzchnią wystawiłam głowę i
zaczęłam się krztusić. O Boże, ja chyba jednak tonę!
Wracaj tu!!! krzyknęła znowu Debbie, ale tym razem jakoś tak
histerycznie.
Ta idiotka się utopi przestraszył się jakiś chłopak. Oby tylko nie miał racji.
Zebrałam w sobie jeszcze trochę siły i zaczęłam niemrawo płynąć. Skręciłam w bok,
żeby jak najszybciej dostać się do brzegu, który otaczały prawdziwe chaszcze. Może
mnie tu nie znajdą.
Dżinsy i kurtka coraz bardziej ciągnęły mnie pod wodę. A może to ja
opadałam z sił? Znowu zanurzyłam się, połykając przy okazji dużo wody. Już
myślałam, że to koniec, wierzcie mi, ale wiecie, co się stało? Idąc znowu pod
powierzchnię, uderzyłam kolanami w dno! Byłam uratowana!!!
Bogu dzięki, że w tym miejscu jezioro jest tak płytkie!
Szybko wczołgałam się na kamienisty brzeg. Po chwili zaczęłam pluć litrami
wody, którą połknęłam. I właśnie w takich chwilach mogę dziękować za to, że
Pijawka się nade mną znęca. Gdyby nie ona, za nic bym nie dopłynęła.
Gdzie jesteś?!
I tak cię znajdziemy!!!
Utopiłaś się?!
To ostatnie pytanie wykrzyczała oczywiście Debbie. Boże, czy można być aż
tak głupim? Przecież gdybym się utopiła, to Chybabym jej i tak nie odpowiedziała,
no nie?
Ciężko oddychając, usiadłam na kamieniu i spojrzałam na drugą stronę jeziora.
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale przepłynęłam całą jego szerokość! Na drugim brzegu
w świetle samochodowych reflektorów doskonale widziałam miotające się na
wszystkie strony postacie. W panice usiłowali mnie znalezć. Najwyrazniej mieli też
ze sobą latarki, bo snopy światła zaczęły w następnej chwili przeczesywać krzaki.
Będziemy na ciebie czekać!!! Usłyszałam czyjś krzyk.
Ale najpierw okrążymy jezioro!
Ciszę nocy przerwały ich nerwowe śmiechy i odgłosy silnika. No to fajnie...
Nie mogę teraz obejść jeziora i dostać się do drogi, bo przecież mnie zobaczą. Jak tu
zostanę, to też będzie po mnie. Zwiatła latarek już powoli zbliżały się z dwóch
różnych stron. Wstałam. Genialnie, czyli muszę iść przez las. Zakład, że albo się
zgubię, albo zjedzą mnie wilki.
W chwili, gdy to powiedziałam, niedaleko mnie rozległo się przerazliwe
wycie. Aż podskoczyłam.
Boże! To wilk!!!
Zwiatła latarek zawahały się. Usłyszałam krzyki:
Hej, tu są wilki! Spadamy stąd!
A co z nią? krzyknęła Debbie.
Jeśli się utopiła, to jej problem, a przed wilkami też nie mam zamiaru jej
ratować!
Ale nie możemy jej tu tak zostawić! powiedziała przerażona. To ona
jednak jest człowiekiem?
Przecież taki był plan! Mieliśmy ją tu zostawić!
Ale nie z wilkami!
Mówię, że spadamy stąd! Poczekamy przy drodze! Jeśli jest chociaż trochę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl