Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zevaco została znaleziona przez mieszkającą z nią koleżankę o trzeciej nad ranem.
Jej ciało było w stanie tak okropnym, że "nie daje się tego opisać".
Wszystkie gazety szczegółowo rozprawiały o każdym rozcięciu, rozdarciu i
zagłębieniu częściowo obnażonego ciała Monique. Pisano o jej dobrze ubranym i
przesadnie wyperfumowanym mordercy, który najpierw podglądał ją przez małe
okienko toalety, a następnie włamał się i napadł na mademoiselle Zevaco w łazience.
Morderca uciekał po schodach, wpadając na jej koleżankę, która następnie odnalazła
zmasakrowane zwłoki Monique. Nikt nie zauważył dziwnego zbiegu okoliczności:
oskarżony Phillipe Laborteaux tej nocy targnął się na własne życie.
Pogrzeb odbył się podczas zamieci. Smutny orszak podążał opustoszałymi
ulicami w stronę Montparnasse, a zacinający śnieg niemal całkowicie zasłaniał
drogę. Na miejsce ostatniego spoczynku odprowadzali Phillipe'a tylko Lewis,
Catherine i Jacques Solal. Inni znajomi nie chcieli uczestniczyć w pogrzebie
samobójcy oskarżonego o morderstwo.
Okazało się jednak, że przyszło wiele obcych osób. Solal przysunął się do
Lewisa i szturchnął go.
- Co?
- Tam, pod drzewem...
Stał daleko, za marmurowym grobowcem. Twarz zasłonił grubym, czarnym
szalikiem, kapelusz o szerokim rondzie opuścił na same brwi. Wielka małpa.
Catherine też ją dostrzegła i zaczęła drżeć ze strachu. To niesamowite, że małpa
przyszła zobaczyć składanie Phillipe'a do grobu. Co czuła? Udrękę? Winę?
Wiedziała, że ją dostrzeżono, odwróciła się i odeszła, powłócząc nogami. Nic
nie mówiąc, Jacques Solal ruszył za nią w pogoń. Po chwili zniknęli w śnieżycy.
Po powrocie na Quai de Bourbon Catherine i Lewis nie rozmawiali o tym.
Analizy nie miały sensu, żale nic by nie dały. Phillipe nie żył. Z nim umarła ich
wspólna przeszłość. Ostatni rozdział ich wspólnego życia przekreślił całkowicie
wszystko poprzednie, tak iż nie pozostało im żadne wspomnienie, które mogliby
przywoływać z radością. Phillipe miał straszną śmierć, pożerał własne ciało i krew,
być może świadomość winy i zepsucia przyprawiła go o obłęd.
W milczeniu opłakiwali stratę, nie tylko Phillipe'a, lecz i własnej przeszłości.
Lewis rozumiał teraz niechęć Phillipe'a do pozostawania przy życiu po tak okropnym
doznaniu.
Zadzwonił Solal. Zadyszany i podniecony, wyraznie zadowolony z siebie.
- Halo, Lewis! Dowiedziałem się, gdzie mieszka nasz przyjaciel, znalazłem go!
Jestem na Dworcu Północnym.
- Wspaniale. Już jadę. Wezmę taksówkę.
- Jest w piwnicy domu przy Rue des Fleurs szesnaście. Poczekam tam na
ciebie.
- Nie idz tam, Jacques. Zaczekaj na mnie!
Telefon brzęknął i Solal umilkł. Lewis sięgnął po płaszcz.
- Kto to był?
Zapytała, lecz nie pragnęła wiedzieć.
- Nie martw się. Zaraz wrócę.
- Zabierz szalik - powiedziała. - Jeszcze się przeziębisz. Zostawił ją patrzącą
na okrytą nocą Sekwanę.
Na Rue des Fleurs nie zobaczył nigdzie Solala, lecz świeże ślady na śniegu
prowadziły do frontowych drzwi domu numer szesnaście, a stamtąd na tył budynku.
Lewis uświadomił sobie, że nie zabrał broni. Może lepiej będzie, jeśli wróci, znajdzie
łom, nóż lub cokolwiek. W tym momencie otworzyły się drzwi i ukazał się nieznajomy
ubrany w znajomo wyglądający płaszcz. Lewis przylgnął do muru, mając nadzieje, że
małpa go nie dostrzeże. Zwierzę miało jednak inne zmartwienia. Stało w drzwiach z
całkowicie odsłoniętą twarzą i w świetle księżyca, odbijającym się od śniegu, Lewis
dostrzegł po raz pierwszy wyraznie jego rysy. Było świeżo ogolone, w mroznym
powietrzu czuć było wodę kolońską. Skórę miało różową jak brzoskwinia. Lewis po-
myślał o otwartej brzytwie. Zwierze wciągało skórzane rękawiczki na szerokie,
ostrzyżone dłonie i lekko pokasływało. Ta istota pragnęła być człowiekiem!
Naśladowała po swojemu ideał, jakim był dla niej Phillipe. Teraz, pozbawiona
nauczyciela, śmieszna i nieszczęśliwa, próbowała sama stawić czoła światu. Nie
miała innego wyjścia, nie mogła ponownie stać się beztroskim zwierzęciem.
Umieszczona w pułapce nowej osobowości musiała prowadzić życie, którego smaku
nie potrafiła się wyrzec. Nie patrząc w stronę Lewisa, spokojnie zamknęła za sobą
drzwi i przeszła podwórko drobnymi krokami.
Lewis odczekał chwile w cieniu, ledwo oddychając. Zwierze nie wracało,
ośmielił się wiec wyjść z kryjówki. Drzwi do piwnicy nie były zamknięte. Uderzył go
odór, mdły, słodki zapach gnijących owoców, zmieszany z wodą kolońską; zoo
połączone z buduarem.
Zszedł po śliskich, kamiennych stopniach i dotarł do drzwi. Te także były
otwarte, za nimi światło żarówki ukazywało dziwną scenę.
Podłogę pokrywał wielki, zniszczony dywan perski; mebli było mało; łóżko
niedbale zaścielone kocami i poplamioną narzutą; szafa wypchana ubraniami,
mnóstwo owoców, niektóre leżące na podłodze; kosz wypełniony słomą i cuchnącymi
odchodami. Na ścianie wielki krucyfiks. Na kominku wspólna fotografia Catherine,
Lewisa i Phillipe'a. W zlewie przybory do golenia. Mydło, pędzel, brzytwa. Zwieże
mydliny. Na szafce stosik pieniędzy leżących beztrosko obok
strzykawek i wielu buteleczek. W kryjówce zwierzęcia było ciepło; może w
sąsiedniej piwnicy mieścił się piec ogrzewający cały dom. Nikogo nie było.
Nagle rozległ się jakiś hałas.
Lewis odwrócił się do drzwi, spodziewając się ujrzeć w nich małpę z
wyszczerzonymi zębami i szaleńczymi oczami. Stracił jednak orientację; odgłosy
dochodziły nie od drzwi, lecz z szafy.
- Solal?
Z szafy wypadł mężczyzna. Twarz pokrywała mu jedna straszliwa rana. Małpa
zerwała mięśnie z kości. Lewis uklęknął przy Solalu; miał silne nerwy. Podczas
wojny, sprzeciwiając się uczestnictwu w walkach ze względu na kwestie sumienia,
służył ochotniczo w szpitalu wojskowym. Mało było takich zniekształceń ludzkiego
ciała, których by tam nie widział. Aagodnie podniósł ciało, nie zwracając uwagi na
krew.
Kończyny trzęsły mu się nerwowo, nie miał sił, niemal upadł, stracił
równowagę.
Nie tutaj. W imię Boga, nie tutaj.
Może powinien teraz wyjść, poszukać telefonu. To było najmądrzejsze.
Zadzwonić na policję, tak... do Catherine, tak... a nawet poszukać kogoś do pomocy
w tym domu. Ale oznaczałoby to zostawienie Jacquesa. Stał na środku pokoju, nic
nie robiąc. Tak najlepiej, na pewno. Nic nie robić. Jest zbyt zmęczony, zbyt
osłabiony. Najlepiej nic nie robić.
Nie mógł wyrwać się z odrętwienia. Trwał zawieszony między skalaną
przeszłością i upiorną przyszłością. Marzył o zapomnieniu; czekał na koniec świata.
Odgłos otwieranych drzwi pobudził Lewisa do działania. Z pewnym trudem
zaciągnął Jacquesa do szafy, sam też się tam schował, trzymając zmasakrowaną
głowę.
W pokoju rozległ się kobiecy głos. Przez szparę w drzwiczkach szafy Lewis [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org