[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie sprawić, żeby przestała paradować po domu w tych
podartych spodniach!
- Ale.musisz przyznać, że całkiem ładnie w nich wy
glÄ…da.
- Nie o to chodzi.
- A o co? Wybacz, ale w towarzystwie Maggie zapo
minam o bożym świecie.
W kącikach ust Lionela pojawił się uśmiech.
- Koniec z tymi żartami, Ethan. Opowiedz mi, czego
uczyliście się w ciągu minionego tygodnia. Czy Maggie
robi postępy?
- Maggie to istny cud natury - odparł.
ROZDZIAA DZIESITY
Maggie była zagubiona. Zamartwiała się tysiącem rze
czy. Na przykład, że nadepnie na tren sukni, że pobrudzi
czymś sukienkę, że zapomni, jak się tańczy walca. Ethan
nie wiedział, jak jej pomóc. Cały czas myślał jedynie, że
cudownie się czuł, trzymając ją w ramionach. Nie było
sensu dłużej się przed tym wzbraniać, między nimi iskrzy
ło. W tej chwili pragnął poprosić ją, by została z nim już
na zawsze, ale świetnie zdawał sobie sprawę, że to uczucie
kiedyś przeminie. Interesował się wieloma kobietami, lecz
z czasem wszystkie zaczynały go nudzić.
Teraz martwił się cieniami, które pojawiły się pod ocza
mi Maggie. Po ostatniej przymiarce sukni na bal i lekcji
tańca, zapytała, czy on i Walter nie mogliby zagrać z nią
w jakąś grę planszową. Oczywiście nie miał żadnych gier,
ale tak bardzo jej na tym zależało, że Walter wykonał kilka
telefonów do okolicznych sklepów i jakiś czas pózniej
zasiedli wszyscy w trójkę przy stole w jadalni.
- Tylko nie pozwalajcie mi wygrywać - ostrzegła.
Rzuciwszy kostką, przesunęła pionek o odpowiednią licz
bÄ™ oczek.
- Rozwalę cię - wycedził Ethan przez zęby, cały czas
się śmiejąc.
- Ach tak? - Uniosła pytająco brew. - Co sądzisz o tym?
- spytała, zmuszając go, by cofnął swój pionek na start.
- Nie robi to na mnie żadnego wrażenia - odparł roze
śmiany Ethan.
Chwilę pózniej odwdzięczył się jej, zmuszając, by prze
sunęła swój pionek przez pół planszy. Maggie zamrugała
ze zdziwienia, po czym roześmiała się szeroko.
- To było dosyć okrutne. - Spodobało jej się, że Ethan
nie zamierza ułatwiać jej gry.
W końcu to Walter wygrał pojedynek. Maggie wyglą
dała na zmęczoną.
- Połóż się do łóżka, słoneczko - powiedział Ethan,
wsuwając jej za ucho niesforny kosmyk włosów.
Zadrżała. Nie powinien był jej dotykać! Pokręciła prze
cząco głową.
- Obiecałam Poe, że się z nim w nocy pobawię.
Choć wiedział, ile znaczy dla niej zabawa z psem, uwa
żał, że powinna jak najszybciej położyć się spać.
- Ja z nim wyjdę - oświadczył.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- W końcu to mój pies.
Choć nigdy wcześniej nie wychodził z nim na spacer,
jak mógł nie polubić zwierzęcia, które Maggie wprost
uwielbiała?
Maggie skinęła głową.
- Tylko pamiętaj, że lubi być drapany za uszami. Wal-
ter pokaże ci, gdzie trzyma jego zabawki. I nie zapomnij
wpuścić go po spacerze do środka. I...
Ethan przyłożył palec do jej ust.
- PoradzÄ™ sobie.
Ale gdy jakiś czas pózniej znalazł się na trawniku z du
żym, rozbrykanym, czarnym psem, zauważył, że Maggie
przyglÄ…da siÄ™ im z okna swojej sypialni.
- Chyba będziemy musieli jej pokazać, że dajemy so
bie radę, przyjacielu - zwrócił się do psa, który przechylił
łeb, jak gdyby dawał znać, że rozumie doskonale, co pan
ma na myśli.
Ethan rzucał psu gumową piłeczkę, którą ten aportował.
Chwilę pózniej tarzali się wspólnie na trawie.
- Połóż się do łóżka, Maggie! - zawołał w pewnej
chwili w stronę okna i szczupła, kobieca sylwetka zniknę
ła za zasłoną.
Był czwarty lipca, co oznaczało, że do balu pozostały
zaledwie dwa dni. Maggie do znudzenia ćwiczyła francu
ski, taniec, gramatykÄ™. Uczyli jÄ… wszyscy trzej: Walter,
Lionel i Ethan, ale akurat w tej chwili Walter musiał zająć
się domem, Lionel był w jednej ze swoich restauracji,
a Ethan musiał pojechać do firmy.
- Najwyższa pora, żeby poćwiczyć najtrudniejszą z rze
czy - zadecydowała, zatrzymując się przed lustrem w holu.
- Ależ piękny wieczór, panie Llewellen - powiedziała,
uśmiechając się słodko do własnego odbicia. Odczekała
chwilÄ™, dajÄ…c wyimaginowanemu partnerowi czas na odpo-
wiedz. - Faktycznie trochę duszno. - Powachlowała się
nieistniejącym wachlarzem i zamrugała kokieteryjnie. -
Ależ dziękuję, chętnie napiję się wody, chociaż wtedy nie
będziemy mogli kontynuować rozmowy... Może się z to
bÄ… przejdÄ™, Raymondzie? Chyba mogÄ™ siÄ™ tak do ciebie
zwracać? Pozwolisz, że wezmę cię pod rękę? - Udała, że
to robi. - Jesteś bardzo wysoki, Raymondzie. Mówi się,
że wysocy mężczyzni są bardzo autorytarni. Mój prapra-
dziadek, książę, był podobno bardzo wysoki, ale wątpię,
żeby dorównywał ci posturą. - Nachyliła się, udając, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl