[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjadę do domu, dopóki nie zejdą się nasze cele. Jedyny problem
polega na tym, że przy tej nowej kampanii będę miała kupę roboty,
dlatego nie wiem, kiedy odbędzie się nasza następna randka.
John wytrzeszczył oczy. Ramiona opadły mu wzdłuż tułowia i stał
teraz żałośnie jak przemoczony żołnierz na warcie. Sądziła, że odparuje
jakąś złośliwą uwagą, ale on milczał jak grób.
Wanda przełknęła ślinę. Jej serce wypełniło się nagle współczuciem.
Na widok Johna stopniała w niej wola walki. Miała już nawet zwierzyć
mu się ze swojego pomysłu, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie.
- No nic, muszę lecieć - powiedziała, odsłaniając swój nowy
zegarek. - Nie mogę się spóznić na pierwsze spotkanie z klientem. - Nie
zastanawiając się ani chwili, pewnym krokiem podeszła do Johna,
wspięła się na palce i musnęła ustami jego wargi. - Zobacz, nawet dobrze
się złożyło: ty musisz pracować nad projektem dla Jacksona, ja nad
kampanią. Kto by pomyślał, że tak się zsynchronizujemy?
Z tymi słowami Wanda odwróciła się na pięcie i zamknęła za sobą
drzwi, zostawiając za nimi osłupiałego męża.
John spojrzał na partnera i potrząsnął głową. - Co ona knuje?
- Nic. Po prostu podjęła pracę na cały etat. - Larry wzruszył
ramionami.
- Ale dlaczego akurat teraz? Wielokrotnie jej to sugerowałem, ale
nigdy mnie nie słuchała, aż tu nagle bum! - John potarł kark i zaczął
nerwowo przechadzać się po gabinecie. - Nie -pokręcił głową - jestem
przekonany, że ona coś knuje. Nie znasz jej, Larry. To tajfun, nie
kobieta.
- Ale co?
- Nie mam pojęcia. Najpierw wykombinowała ten przeklęty
kowbojski wieczorek, potem piknik, a teraz to.
- Nie widzę nic złego w tym, że podjęła pracę. Moim zdaniem
RS
postąpiła rozsądnie i słusznie.
- Właśnie! - John wymierzył palec w Larry'ego. - Zrobiła za dobrze.
Do tej pory chciała zrobić karierę, pracując na pół gwizdka.
- Spryciara. Może powinienem pracować razem z nią? Taka postawa
jest mi bliska. Daj znać, jeśli się rozstaniecie.
John odwrócił się i jednym susem skoczył do wspólnika, który w
samą porę umknął z gabinetu. Spokojnie, Rocko, uspokajał pózniej sam
siebie, nie będziesz rzucał się i pieklił z powodu szanownej małżonki,
która nie może się zdecydować, czego naprawdę oczekuje od życia.
Praca. Kariera. Kampania reklamowa... Nie minie tydzień, a Wanda
oświadczy, że rezygnuje z posady. Tydzień, nie dłużej.
Tydzień pózniej John siedział w biurze i obserwował smętnie przez
okno rozkołysane wiatrem liście.
- Jasne - mówił do telefonu. - Rozumiem, Wando, biznes to biznes.
Może więc zjemy razem kolację? Aha. Do pózna. No to nie ma sprawy.
Odłożył słuchawkę. Ze stosu korespondencji wyjął kopertę, zmiął ją i
wyrzucił do śmieci. Potem to samo zrobił z drugą. Nie musiał czytać
zawartości, żeby wiedzieć, że każda kolejna wiadomość od Wandy ma
podobną treść co ta, nagrana na automatyczną sekretarkę.
Wybacz, ale jestem zbyt zajęta. Umówmy się kiedy indziej." Kiedy
indziej"... Tylko kiedy, do jasnej cholery!
- Spakuj to z nami, spakuj to z nami, spakuj to z nami... - Wanda
powtarzała bez końca hasło reklamowe, licząc na to, że wreszcie
wpadnie jej do głowy jakiś ciekawy pomysł na kampanię.
Czerwonym markerem nakreśliła grubą linię w poprzek kartki. Niby
nic, a jednak początek jakiegoś pomysłu.
- Spakuj to z nami - powtórzyła.
- Dokładnie to samo przyszło mi do głowy - powiedziała Dusty. -
Czas najwyższy, żebyś sama się spakowała.
Wanda odwróciła się i zobaczyła siostrę, która zaglądała jej przez
ramię.
- Długo tu jesteś?
- Za długo. Ty zresztą też. Dostosuj się do rady klienta i spakuj ten
interes. Wiesz, że nie zjadłaś dzisiaj lunchu?
- Po porcji lodów nie byłam już głodna.
RS
- Wczoraj też nie zjadłaś lunchu, ani kolacji.
- Mam napięte terminy. Za trzy dni muszę być gotowa.
- Przepracujesz jeszcze dwa tygodnie, a będziesz się zachowywać
gorzej niż John.
- Owszem. I taki mam plan. Muszę wywołać u niego zgrozę.
- No cóż, ja już jestem przerażona.
- Nie przejmuj się.
- Spróbuję - odparła Dusty. - A tak przy okazji, przed chwilą do
ciebie to przyszło. - Wyciągnęła zza pleców owinięty kolorowym
papierem i przewiązany złotą kokardą bukiet.
- Czerwone róże - westchnęła Wanda. - Znowu. Zaczyna na nie
brakować miejsca.
- Skąd wiesz, że to róże?
Wanda wskazała pięć wazonów, wypełnionych ciasno czerwonymi
różami. Rozerwała papier.
- A widzisz? - ucieszyła się Dusty i wyjęła wiązankę. - To są astry i
tulipany - purpurowe i niebieskie.
- Rzeczywiście! - Wanda spojrzała na kwiaty ze zdumieniem. - Coś
takiego! Czyżby odważył się złamać konwencję? - Wzięła bukiet z rąk
Dusty i ustawiła go starannie w wazonie na biurku.
- A telefony od niego nie były złamaniem konwencji? Czego ty od
niego wymagasz, dziewczyno? Kiedy wreszcie przełamiesz się i
umówisz z tym facetem? Pamiętaj, że chodzenie na randki było twoim
pomysłem.
- Tak, tak. Pamiętam o tym. I będę się z nim umawiać, ale na razie
mam mnóstwo roboty. John wie, że pójdziemy gdzieś, jak tylko znajdę
chwilę czasu. Już mu to powiedziałam.
- W takim razie spodoba ci się dołączona do bukietu notka.
- Wysłał bilecik?
- Mhm. Cytuję: Co robisz w sylwestra?" Koniec cytatu. Niezbyt
optymistyczne, no nie?
- Jak tylko doprowadzę do końca ten projekt, zacznę następny. A
kiedy go skończę... - Wanda zrobiła pauzę. - Wiem, istnieje ryzyko, że
moje plany dadzą pewne skutki uboczne, ale...
- Skutki uboczne? Twoja najczarniejsza przepowiednia się spełni,
RS
siostrzyczko. I nie będzie to wcale wina Johna. Jeśli nie ockniesz się w
porę z tego transu i nie odstawisz tej roboty, przyszłość dopadnie cię
prędzej niż myślisz. I tak samo szybko ucieknie ci sprzed nosa.
- No dobrze. Dostałam nauczkę. John chyba też, jeśli wziąć pod
uwagę ten bukiet. Następnym razem, kiedy zadzwoni...
- Dlaczego sama do niego nie zadzwonisz? Wanda zamyśliła się.
- Racja. Właściwie dlaczego nie? - powiedziała, chwytając za
telefon.
Ale telefon zadzwonił, zanim zdążyła go dotknąć.
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Dusty zapięła suwak na plecach pasiastej sukienki siostry, cofnęła się
i zmarszczyła brwi.
- Sama nie wiem - mruknęła. - Moim zdaniem to nie wypali.
Wanda udała, że nie słyszy komentarza siostry. Przeglądała się w
wielkim lustrze i podziwiała złotą suknię, która układała się na jej ciele
tak, jak gdyby była drugą skórą. Każde zagłębienie i fałda materiału
odbijały światło i połyskiwały złoceniem.
- No dobra. A teraz poważnie. Co o tym sądzisz? - zapytała.
- Myślę, że ta suknia lepiej wygląda na tobie, niż kiedykolwiek na
mnie, co sprawia, że nie podoba mi się ten plan. -Dusty pokręciła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl