Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dobrze już, dobrze. Daję słowo.
 Pomożesz mi?  dopytywała się żałośnie Amelia.
Fanny uniosła wzrok w stronę sufitu, jakby szukała tam natchnienia.
 Spróbuję  mruknęła w końcu.
Amelia poczuła taką ulgę, że aż się popłakała.
 Dziękuję, Fanny! Tak ci dziękuję! wszystko dobrze się skończy,
zobaczysz... Wyjdę za mąż za Haydena i wyniosę się stąd... To znaczy, obie się
stąd wydostaniemy. I wszystkim nam życie ułoży się jak najlepiej.
Fanny obrzuciła ją poważnym spojrzeniem.
 Wszystkim, Amelio? To niemożliwe.
Grey wyszedł na taras, by rozejrzeć się za łuskami. Uznał, że najpewniej stąd
właśnie strzelano. Po łusce można poznać, jakiej broni użyto, dzięki czemu łatwiej
będzie trafić do jej właściciela. Namówił Haydena, żeby mu towarzyszył.
Chłopak był w fatalnym stanie. Dręczyło go, że zjawił się zbyt pózno na
miejscu przestępstwa. Czuł się nic nie wart, zarówno jako wielbiciel, jak i
opiekun. Nie było sensu tłumaczyć mu, że gdyby zjawił się wcześniej, morderca
mógłby odłożyć swój zamiar na kiedy indziej, albo  co gorsza  zastrzelić ich
oboje. Hayden po prostu nie słyszał, co się do niego mówi.
Ciągle spoglądał zbolałym wzrokiem na dom.
 Nie życzyła sobie ode mnie pociechy. Ma mi za złe, że nie było mnie tu,
gdy powinienem jej bronić.
 Brednie.
Ale Grey równie dobrze mógłby nic nie mówić.
 Powinienem tu być  zadręczał się Hayden.  Wiedziałem, że to poważna
sprawa, że należy zachować czujność.  Spojrzał z irytacją na Greya.  Mignął mi
ktoś na balkonie, ale dałem się przekonać, że nikogo tam nie było.
O, próba przerzucenia części winy na rozmówcę. Grey nie miał tego
siostrzeńcowi za złe. Jeśli chłopak poczuje się dzięki temu lepiej, niech nawet
zwali na niego całą winę. Grey nie był zresztą wcale pewny, czy rzeczywiście nie
zasługuje na potępienie. Trafił mu się prawdopodobny winowajca  kot, więc
256
RS
zamiast skoncentrować się na niewidzialnym prześladowcy Amelii, skupił uwagę
na tej drugiej, wygodniejszej ewentualności.
 Powinienem był ciebie posłuchać  przyznał.
 Owszem, powinieneś  odparł dobitnie Hayden.  Następnym razem będę
się kierował jedynie własnym instynktem.
 To zawsze najlepsze rozwiązanie  wymamrotał Grey, słuchając go
jednym uchem.
Na tarasie było mniej więcej tyle samo potłuczonego szkła, co pod oknem
salonu. Grey spojrzał w górę. Z rozrzutu odłamków na kamiennych płytach nie
można było wywnioskować, z której strony padł strzał. Dziwne.
Grey przeszedł na koniec tarasu, uważnie oglądając ziemię za kamiennymi
płytami w poszukiwaniu śladu stopy, łuski, czegokolwiek, co pozwoliłoby
zidentyfikować winowajcę.
 Co zrobiłaś z pistoletem?  doleciał do nich głos z któregoś z otwartych
okien nad nimi.
Głos był kobiecy, surowy i karcący. Jej głos. Fanny. Grey poczuł, że w
płucach zabrakło mu nagle powietrza. O czym ona mówi?
 Tam go z pewnością odnajdzie. Musisz pozbyć się broni. Wrzuć ją do
rzeki.
Nie, Fanny! Proszę cię. Nie.
Zacisnął powieki i usiłował wymyślić okoliczności, w jakich jej słowa mogły
mieć całkiem niewinne znaczenie.
 W porządku. Co jeszcze?  usłyszał znów jej głos. Zadała pytanie takim
tonem, jakby mówiła do siebie.  Musimy stworzyć fikcyjnego winowajcę.
Przekonującego. Jakiś szaleniec? Nie. Lepiej ktoś z przeszłości. Dawny znajomy
twego ojca. Powiedzmy, z Indii.
Nie mogło być żadnego innego wyjaśnienia.
Zawsze podejrzewał, że to Fanny napisała ten list. Dobrze sobie radził z
przesłuchiwaniem świadków i od razu wiedział, że coś ukrywała. Kiedy jednak
oskarżył ją o to, a Fanny  patrząc mu prosto w oczy  przysięgła, że tego nie
zrobiła, uwierzył jej.
 Nie, nie, i jeszcze raz nie  mówiła teraz.  Sheffield nigdy w to nie
uwierzy. Muszę wymyślić coś innego.
Zamilkła.
257
RS
Mówiła to z całą powagą, niezwykle rzeczowo. Kobieta, która wyraża się w ten
sposób, jest z pewnością kompetentna, inteligentna  i godna pożądania,
wszystko w najwyższym stopniu. Taka kobieta potrafi nawet rozkochać w sobie
gburowatego cynika bez cienia ogłady. I wystawić go na pośmiewisko.
Właśnie jej się to udało.
Nic dziwnego, w gruncie rzeczy. Co by nie mówić, był synem swojego ojca.
Aatwowiernym, romantycznym i żałośnie śmiesznym jak on.
 Przepraszam. Mówiłam ci, że musiałam improwizować  dał się słyszeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org