[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trójzębem -ja w centrum. I wtedy starajcie się robić jak najwięcej hałasu. Nie wdawać się w długie
pojedynki ze stra\ą, najwa\niejsze - przebić się do namiotu. Nasze cele - przede wszystkim biały
turban, w drugiej kolejności bogata zbroja z prawej. Farum i Jozuf zostają tutaj, gdy zacznie się
zamieszanie, strzelają z łuków do namiotu. Strzał nie \ałujcie, ale starajcie się dobrze mierzyć.
Jasne? W takim razie ruszamy.
Conan wyciągnął drogocenny miecz i cicho, do siebie, powiedział:
- I niech nam Crom pomo\e...
Niestety, pojawienie się niewielkiego oddziału zostało dostrze\one od razu, gdy tylko ten wstąpił
na kamienny gzyms. Gwardia Haszyda była czujna i szmer kamieni pod kopytami koni wrogiego
oddziału natychmiast zwrócił jej uwagę.
-25-
Ciszę nad górskimi szczytami w jednej chwili rozdarły krzyki: alarm stra\y i zawołanie bojowe,
które wyrwało się z gardła Cona-na, zostało podjęte przez jego wojowników. Chowanie się nie
miało ju\ sensu. Teraz mo\na było liczyć tylko na szczęście i stalowe ostrza.
IV
Siedmiu jezdzców mknęło kamiennym placem, bez litości wbijając ostrogi w końskie boki, ku
przybli\ającemu się powoli namiotowi.
Wyborowi \ołnierze osobistej gwardii Haszyda doskonale znali swój fach. Spokojnie i bez paniki
łucznicy stanęli w rzędzie i poło\yli strzały na cięciwy; inni otoczyli zwartym kręgiem swojego
pana i powiedli go pod osłonę płóciennych ścian namiotu, \eby schronić go przed wrogimi
strzałami. Krępy wojownik w kosztownej zbroi wydawał krótkie rozkazy, przez cały czas nie
ruszając się z miejsca. Conan wiedział, \e za chwilę na jego oddział spadnie lawina strzał, \e nie
zdą\ą wbić się w gromadę wojowników Haszyda. Pochylił się, by schować głowę za końską szyją.
Zdą\ył zauwa\yć, \e jego towarzysze zrobili to samo. Jeśli uda im się przejechać jeszcze kawałek,
konie nie padną od razu od strzał - mają szansę.
Osinowy rój khorajskich strzał z czarno-\ółtymi lotkami przeciął powietrze nad skalnym gzymsem.
Za nim leciały kolejne... Nieskończony potok śmiercionośnych \ądeł.
Jeden z galopujących koni padł piersią na ziemię, łamiąc sterczące z jego ciała drzewce
puszczonych celnie strzał. Jezdzca wyrzuciło z siodła. Uderzenie było bardzo silne, ale Kabul
zdołał się podnieść, mimo \e złamał obojczyk. Czterdziestoletni ponury, nie-towarzyski
Iranistańczyk, zarabiający jako najemnik na utrzymanie \ony i gromadki dzieci, które bardzo
kochał, chował dla nich wszystko do ostatniego miedziaka, nie wydając ani na wino, ani na
kobiety. Zwłaszcza to ostatnie dziwiło jego towarzyszy, jako \e po męczących pochodach trudno
było powstrzymać się od odwiedzin Wesołego Kwartału. Khoraj ska strzała, która przeszyła mu
gardło, uczyniła \yjącągdzieś na południu Iranistanu kobietę wdową, a jej dzieci sierotami...
Koń Conana został ranny - z jego ciała sterczało kilka drewnianych brzechw z czarno-\ółtymi
lotkami. Ale najwidoczniej khoraj-skie wystrzały okazały się niezbyt udane, a niosące
Cymmerianina
-26-
zwierzę zbyt posłuszne i silne. Poganiany przez Conana koń dalej galopował ku białemu
namiotowi.
W połowie drogi do obozu vagarańczyków zabito konia pod Shemitą Zafirem. Lekkiemu i
gibkiemu Shemicie udało się w samą porę zręcznie zeskoczyć z padającego na bok wierzchowca,
odtur-lać, \eby uniknąć przywalenia, i natychmiast przeturlać z powrotem, \eby schować się za
wierzgającym w agonii zwierzęciem. Zafir zdjął z ramienia łuk, poło\ył przed sobą kołczan ze
strzałami. Teraz poka\e khorajskim szakalom, jak strzela się z łuku na krótkie odległości. Ten mały
semicki cwaniak zawsze wyró\niał się sprytem. Niezmordowany babiarz, namiętny i przebiegły
gracz w kości, kłamca z przekonania i utalentowany opowiadacz ró\norakich zabawnych historii,
których znał niezliczoną mnogość, zakosztował wszystkich znanych ludzkości przestępczych
profesji. Tę walkę na wzgórzu te\ pewnie opisze tak, \e wszyscy będą się pokładać ze śmiechu.
Pięć strzał, wypuszczonych przez Zafira, znalazło pięć swoich ofiar. Naciągał właśnie cięciwę z
szóstą strzałą, gdy cały ten przepiękny świat nagle pogrą\ył siew nieprzeniknionych ciemnościach.
Mały Shemi-ta przewrócił się na plecy. Z jego prawego oka sterczała brzechwa z \ółto-czarną
lotką...
Do khorajskich wojowników nie udało się przedostać równie\ Koryntianinowi Lauzorowi. Jego
koń jakimś cudem uniknął śmierci od czarno-\ółtych błyskawic, ale on sam został zwalony z siodła
strzałą, która wbiła mu się w brzuch. Dobito go, gdy próbował pełznąć w stronę celu...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl