[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pan o zdanie.
- Dzień dobry - odezwała się Bella, przechodząc
przez gabinet.
Zastanawiał się, czy słyszała coś z tego, o czym była
tu mowa, zwłaszcza sugestie Ingallsa dotyczące potom
stwa. Choć był przekonany, że potrafi czytać" z jej
głosu, te dwa słowa nie dawały żadnych wskazówek.
Ot, po prostu, jak każdego ranka przyszła do pracy.
- Milady - spytał John - czy życzy sobie pani her
baty?
- Dziękuję, nie. Już piłam.
- Sądzę, że możemy wystawić na szwank domowy
budżet, godząc się na drugą filiżankę - wtrącił się Hunt,
dziękując Bogu, że w jego głosie nie znać podenerwo
wania.
- Dziękuję. Dobrze wiedzieć, że nie ściga nas ko
mornik.
Earl wyczuwał napięcie Johna przysłuchującego się
rozmowie. Było oczywiste, że relacje pomiędzy mał
żonkami uległy subtelnej odmianie. Nie był pewien,
który aspekt wczorajszej wizyty w jej buduarze na to
wpłynął, ale efekt napawał go otuchą.
- Właśnie zaczyna się sezon świąteczny - powie
dział pomny uwag Ingallsa. - Rachunki od twojej kraw
cowej mogą nas zrujnować.
- Rachunki od mojej krawcowej?
- To by było tyle - zwrócił się Hunt do Johna, zdzi
wiony, że ten ociąga się z odejściem w momencie, kie
dy poruszył zasugerowany przez Ingallsa wątek.
- A pańska kawa, milordzie?
- Może pózniej - odparł, usiłując zachować powagę.
- Doskonale, milordzie. - John sprawiał wrażenie
oburzonego.
Marudził, ustawiając naczynia na tacy, przeciągał jak
mógł moment odejścia, lecz wreszcie pojął, że Hunting-
don nie odezwie się, póki nie zostanie sam na sam
z żoną.
Przyjacielu, obydwaj możemy bawić się w manipu
lacje, pomyślał ze złośliwą satysfakcją Hunt. To mało
stkowe, ale przejrzał Ingallsa i postanowił stawić mu
czoło.
Odezwał się dopiero wtedy, kiedy w końcu za służą
cym zamknęły się drzwi.
- Nigdy nie sprawiałaś sobie nowych strojów z oka
zji sezonu?
- Nie przypuszczałam, że przyjmujemy zaprosze
nia, wymagajÄ…ce nowych sukni.
My. Pomyślał ironicznie, że wpadł we własne sidła,
lecz zdał sobie jednocześnie sprawę, iż jest gotów na
takie ustępstwa, że dla niej może zacząć bywać. John
miał oczywiście rację. Ona zbyt długo nie pojawiała się
na przyjęciach.
Hunt prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek inny
orientował się, jak ciężkie było życie tej kobiety po
śmierci Bertranda, zwłaszcza w okresie, gdy jeszcze nie
była u niego zatrudniona. Bella i Bertrand byli oboje
sierotami, nie mieli rodzin, które zaproponowałyby
wsparcie materialne wdowie lub choćby dach nad gło
wą. Mówiła o tym całkiem otwarcie podczas ich pier
wszego spotkania. NiewielkÄ… sumkÄ™ pozostawionÄ…
przez męża wydała na życie, w końcu zdecydowała się
na znalezienie pracy.
Znając Bellę, wiedział, że nie pragnie niczego dla
siebie. Zastanawiał się, kiedy ostatnio sprawiła sobie
nową suknię. Zrobiło mu się przykro, że Bella jest już
od ponad miesiąca jego żoną, a on nawet nie pomyślał,
by zadbać o jej garderobę. Niezależnie od wszelkich
zmian to był jego obowiązek, a nie jej.
Zresztą nawet by nie mogła. Dawkins, człowiek zaj
mujący się jego finansami, mógł uznać, że należy prze
stać wypłacać apanaże lady Huntingdon. A to oznacza
Å‚o....
- Przecież ty nie masz pieniędzy - powiedział na
głos.
Roześmiała się.
- Jeżeli sądzisz, że dostaniesz na piśmie małżeńską
ugodę, to się rozczarujesz. Powinieneś pomyśleć o tym
przed ślubem.
- Wybacz, Bello. Chodzi o to, że zapomniałem
o należnych ci pieniądzach.
- Masz na myśli pieniądze na moje wydatki?
- Oczywiście. Jesteś moją żoną.
- Lady Huntingdon. - W jej głosie znać było rozba
wienie.
- Musisz zatem odpowiednio się ubierać. - Uświa-
domił sobie, że może, tak jak John, popróbować mani
pulacji.
- %7łebym nie wprawiała cię w zakłopotanie na tych
wszystkich przyjęciach, w których będziemy uczestni
czyć? - spytała z kpiną w głosie.
- Oczywiście. To, co uchodziło mi jako kawalerowi,
nie przystoi świeżo zaślubionemu małżonkowi.
- Czy ty rzeczywiście zamierzasz.... - nie dokoń
czyła pytania.
- Zabrać cię na tańce? - zasugerował, uświadamia
jąc sobie, że właśnie tego pragnie najbardziej. Chciał
wziąć Bellę w ramiona przynajmniej na chwilę, chciał
też poprowadzić ją po parkiecie.
Kiedyś miano go za dobrego tancerza. Umiejętność
tak samo ceniona w drużynie Wellingtona jak dobre
oko strzelca i sprawność jezdziecka. Czemu zatem nie
mógłby poprosić jej do walca? O co tyle hałasu?
Nie zważając na jej konsternację, zapytał:
- Czy masz ulubionÄ… modniarkÄ™?
- Nawet jeśli, to już pewnie umarła albo zmieniła
zawód - odpowiedziała opryskliwie. - Albo zrezygno
wała ze świadczenia mi usług.
- Zatem postanowione.
- Cóż takiego? - spytała skonsternowana.
- Potrzebujesz nowych toalet, odpowiednich dla
lady Huntingdon. Muszą pochodzić oczywiście od naj
lepszej krawcowej w Londynie. Za twoim pozwole
niem, oczywiście.
Upłynęła dłuższa chwila, nim zdecydowała się na
odpowiedz, a zrobiła to tonem, którego wcześniej nie
słyszał. Ale co tam ton, słowa były ważne.
- Oczywiście. Jak sobie życzysz. Będę zaszczycona,
mogąc wejść do towarzystwa, opierając się na twym ra
mieniu.
Znów dał się zapędzić w kozi róg. Niczego jednak
nie żałował. Zadziwiające.
ROZDZIAA PITY
- Ten materiał wspaniale koresponduje z twoją kar
nacją, moja droga. I krój też nie mógłby być lepszy.
Arabello, wyglądasz jak z obrazka! - zachwycała się
Fanny. - Zgodzi siÄ™ pan ze mnÄ…, milordzie?
Po tej bezmyślnej uwadze zapadła krępująca cisza.
Hunt odczuwał napięcie, stojąc u stóp schodów i cze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl