[ Pobierz całość w formacie PDF ]
razem, lecz teraz wtłoczony w formę wielkiego ptaka. Orła, który zbliżając się, ciął powietrze swymi szponami. Joe
cofnął się nieco, by stać bezpiecznie za wejściem.
Wielki ptak nadal leciał ku nim, a kręgi wirowały jak oszalałe.
- To nasz staruszek - powiedział Willis bez cienia lęku. - Prosiłem go o przybycie. A może to on mnie prosił?
Zapomniałem. W każdym razie rozmawialiśmy ze sobą, choć niewiele już z tego pamiętam. Ja i moi koledzy mamy
właśnie ten problem.
- On ląduje - stwierdziła Mali.
Ptak zatrzymał się w powietrzu, balansując ogonem i wpatrując się żółtymi oczami w Joego i tylko w niego. Potem z
wielkiego dzioba wyleciały wykrzyczane w mrok nocy słowa. Słowa ostre i dzikie, pełne wyrzutu:
- Ty - krzyczał ptak. - Nie chciałem, żebyś schodził w głąb oceanu. Nie chciałem, byś zobaczył co jest pogrzebane
na dnie. Jesteś tutaj tylko specem od naprawiania porcelany. Co widziałeś? Co robiłeś? - te ptasie skrzeki miały w
sobie coś z szaleństwa, coś z przytłaczającej nagłości. Glimmung przybył tu, bo nie mógł czekać ani chwili dłużej na
wieści z platformy. Musiał natychmiast wiedzieć, co stało się na dnie oceanu.
- Znalazłem dzban - powiedział Joe.
- Dzban kłamał! - krzyknął Glimmung. - Zapomnij co mówił; słuchaj mnie. Czy rozumiesz?
- Dzban mówił tylko, że...
- Tam w dole są tysiące kłamliwych dzbanów - przerwał mu Glimmung. - Każdy ma swoją fałszywą historyjkę do
przekazania jakiemuś naiwniakowi.
- Wielka, czarna ryba - powiedział Joe. - Widziałem wielką, czarną rybę.
- Nie ma żadnej ryby. Tam na dole wszystko to mrzonki, prócz Heldscalli. W każdej chwili mogę ją wydobyć. Mogę
zrobić to sam, bez twojej pomocy czy pomocy kogokolwiek innego. Mogę wydobyć wszystkie dzbany, mogę po
kolei uwolnić je od korali, a jeśli się pozbijają, to ponaprawiać lub znalezć kogoś innego do tej roboty. Czy mam cię
odesłać do twojej klitki, byś dalej zabawiał się Grą? %7łebyś podlegał dalszej degradacji? %7łebyś stawał się workiem
łajna bez mózgu i ambicji? Czy tego chcesz?
- Nie - odparł Joe - Nie tego.
- Wracasz na Ziemię! - wrzasnął Glimmung, dziko dziobiąc powietrze.
- Przepraszam, nie... - zaczął Joe, ale ptak przerwał mu z furią.
- Zawrócę cię do skrzyni w mojej piwnicy - zadeklarował Glimmung. - Możesz tam tkwić, póki policja nie wpadnie
na twój trop. Więcej nawet, zdradzę im, gdzie jesteś. Dopadną cię i zetrą w pył. Czy to rozumiesz? Czy nie dotarło
do ciebie, że jeśli mi się przeciwstawisz, to cię odeślę? Nie jesteś mi potrzebny. Jeśli o mnie chodzi, to już nie
istniejesz. Przykro mi, że tak się na ciebie wydzieram, ale taki już jestem, kiedy się wkurzę. Będziesz musiał mnie
przeprosić.
- Wydaje mi się, że przesadzasz - oznajmił Joe. - Cóż takiego zrobiłem? Zszedłem na dół; znalazłem dzban...
- Znalazłeś dzban, którego nie miałeś widzieć - oczy ptaka wierciły w nim dziurę. - Czy nie zdajesz sobie sprawy z
tego, co zrobiłeś? Zmusiłeś mnie do działania. Teraz muszę działać. Nie mogę czekać! - Ptak wzbił się do góry,
66
obrócił i skierował ku morzu, nie ku Joemu. Potem runął w dół z wielką szybkością, trzepocąc skrzydłami, by
zawisnąć nad morzem. - Teraz już nie pomoże ci nawet Gary Karns i jego sześć telefonów - ryczał, nurzając się we
mgle, która urosła nad wodą jak fale. - Publiczność radiowa nic o tobie nie wie! Nie dba o ciebie! - Opuszczał się
coraz niżej...
Z morza podniósł się jakiś kształt.
Rozdział trzynasty
- O, Boże - powiedziała stojąca przy Joem Mali. - To ten Czarny. Idzie mu na spotkanie.
Z morza wznosił się Czarny Glimmung, by w powietrzu napotkać autentycznego Glimmunga. Pióra poleciały we
wszystkich kierunkach, gdy oba stwory rzuciły się na siebie z wysuniętymi szponami. Potem niemal natychmiast
opadły jak kamień w wodę. Na powierzchni zatrzymały się na chwilę i Joemu zdawało się, że właściwy Glimmung
walczy o swobodę.
Oba Glimmungi zniknęły w głębinach Marę Nostrum.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl