[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogę pozwolić, byś wzięła na siebie całą odpowiedzialność za
dziecko.
- O, doprawdy? No, no. Wyrzuty sumienia... a może masz
zamiar zaproponować mi krztynę twoich pieniędzy?
Zacisnął wargi w wąską linię, bliski wybuchu.
- Do diabła, to jest wystarczająco trudne bez twoich
wrednych uwag na temat mojej uprzywilejowanej pozycji! -
warknął. - Będziemy o tym rozmawiać czy nie?
Zrezygnowała. Poza tym, nie było już o co walczyć.
- Nie ma o czym rozmawiać, Max...
- Jak to nie ma o czym? Kto będzie opiekował się
dzieckiem, kiedy będziesz w pracy? Czy będzie cię stać na
odpowiednią opiekunkę? Będziesz musiała mieć więcej czasu;
jest mnóstwo spraw do omówienia...
- O co chodzi, Max? - spytała cierpko. - Boisz się, że się
przepracujesz, kiedy pójdę na urlop macierzyński?
- Do licha, Catherine, bądz poważna. Po prostu nie
możemy bez końca unikać siebie i sprawy...
- Nie ma o czym mówić, Max - przerwała łagodnie - bo
nie ma dziecka.
- Co takiego? - Patrzył na nią nieprzytomnie.
- Nie jestem w ciąży, Max. Wymknąłeś się z pułapki.
- Och. - Przesunął wzrokiem, nadal oszołomiony, i
mogłaby przysiąc, że przez chwilę widziała w jego oczach
rozczarowanie. - Więc tak to wygląda.
- Tak.
Opuścił lekko ramiona, odwrócił się na pięcie i powoli
wyszedł.
Następnego dnia Joan zjawiła się w samą porę, by Cathy
zdążyła na swoje popołudniowe godziny przyjęć w
przychodni. Zanim rozpoczęła pracę, wpadła jeszcze do
kuchni po filiżankę herbaty i zastała tam Maxa. W pierwszym
odruchu chciała wyjść, ale kiedy spojrzał na nią i uśmiechnął
się z przymusem, zmieniła zdanie.
- Nie wychodz z mego powodu. Prawdę mówiąc,
chciałem cię zobaczyć. Zaopiekuję się Stephenem wieczorem,
więc nie musisz brać go z sobą. Nie ma sensu, żeby cierpiał z
powodu naszej sprzeczki...
- Sprzeczki? Nazwałabym to znacznie mocniej, Max. A w
ogóle, to skąd to nagłe zainteresowanie? Nie powiesz mi
chyba, że rzeczywiście ci na nim zależy?
- Nie mów głupstw, oczywiście, że mi zależy -
odparował. - Jeśli upierasz się, żeby zabierać go ze sobą, kiedy
z łatwością mogę mieć na niego oko, to uważam to za
małostkowe i śmieszne.
- Mimo że organizowanie opieki nad moim dzieckiem jest
wyłącznie moją sprawą - powiedziała chłodno - to powiem ci,
że przyjechała moja teściowa i zostanie na noc.
- Na litość boską! Nie musiała wcale przyjeżdżać.
Powiedziałem, że zanim nie znajdziesz opiekunki, będę
opiekował się Stephenem podczas twoich dyżurów.
Dotrzymuję swoich zobowiązań, Catherine.
- Och, jestem tego pewna - odparła słodkim głosem. -
Trudność polega na skłonieniu cię do ich podjęcia. A teraz,
wybacz mi, ale pacjenci na mnie czekają.
Wyszła z herbatą do swego gabinetu.
- Niech go diabli porwą! - zaklęła. Wiedziała, że była dla
niego niesprawiedliwa, ale nie dbała o to. Gdyby tylko nie
czuła się tak bardzo zmęczona! Najbardziej potrzebowała
dobrze przespanej nocy, ale za każdym razem gdy się kładła,
wracała myślami do Maxa, a to nie sprzyjało odprężeniu.
Po zakończeniu przyjęć w gabinecie, zanim wróciła do
domu, odbyła jeszcze dwie wizyty. Joan rzuciła na nią okiem i
natychmiast wysłała do łóżka.
- Prześpij się trochę, póki możesz. Obudzę cię, jak będę
kładła Stephena, żebyś mogła coś przegryzć i powiedzieć mu
dobranoc.
Joan obudziła ją o ósmej. Cathy ucałowała Stephena na
dobranoc i poszła do kuchni. Prawie automatycznie
pochłonęła przygotowaną przez teściową sałatkę z kurczaka i
sok z grapefruita. Potem przeszły do salonu i zamknęły drzwi.
Usiadły naprzeciwko siebie.
- Teraz powiedz mi, co się stało - poprosiła Joan. Cathy
uśmiechnęła się blado.
- Tak bardzo to po mnie widać?
- Tak. Max?
- Max. - Cathy westchnęła. - Byłam głupia, Joan.
Pozwoliłam sobie uwierzyć w to, że mnie pokocha i że polubi
Stephena, co okazało się prawdą, ale nie do tego stopnia, żeby
chciał podjąć się jakichś zobowiązań.
- Wobec Stephena czy wobec ciebie?
- To przecież jedno i to samo, nie sądzisz? Jeśli nie chce
zobowiązań wobec Stephena, to cóż z tego wynika dla mnie?
- Mogłabyś mieć z nim romans. Cathy poczuła pod
powiekami łzy.
- Nie sądzę. Za bardzo cierpię po jednej tylko wspólnej
nocy, by ryzykować, że wejdzie mi to w nałóg.
- Och, kochanie. - Joan pochyliła się i delikatnie ścisnęła
jej dłoń. - Zapewne stało się to niespodziewanie?
- Można to tak nazwać. Nie wiem, co mam robić. Za
każdym razem kiedy go widzę albo słyszę jego głos, serce
przestaje mi bić. Jestem na niego wściekła, ale tak bardzo go
kocham...
Przycisnęła zwiniętą w pięść dłoń do ust, by powstrzymać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl