Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Gdzie\ on się obraca? Jak go poznamy?
 Ubóstwiany mistrzu  z powagą zaczął McMurdo. Pozwolę sobie zwrócić pańską
uwagę, \e ta sprawa jest zbyt powa\na, abyśmy o niej mówili na ogólnym zebraniu lo\y.
Niech mnie Bóg broni, abym podejrzewał któregoś z braci, ale wystarczy jedno słówko nie w
porę, by ten człowiek dowiedział się o wszystkim, i wtedy ju\ go nie dosięgniemy. Sądzę
więc, \e nale\y wybrać komitet zło\ony z ludzi pewnych, a więc z pana, jeśli wolno mi
proponować, z brata Baldwina i jeszcze pięciu innych braci. Wtedy będę mógł powiedzieć
szczerze wszystko, co wiem i co radziłbym zrobić.
Bez namysłu przyjęto tę propozycję i wybrano komitet. Prócz mistrza i Baldwina weszli
doń: Harraway, sekretarz o sępiej twarzy; Tygrys Cormac, brutalny młody morderca; Carter,
skarbnik i obaj bracia Willaby, nieustraszeni desperaci, gotowi na wszystko.
Tym razem zwykła pijatyka trwała krótko i przebiegła w ponurym nastroju, albowiem lęk
wkradł się w dusze tych ludzi. Wielu z nich po raz pierwszy zrozumiało, \e pogodne niebo,
pod którym \yli tak długo, zaczyna się powlekać chmurami nieubłaganej sprawiedliwości.
Ucisk sprawowany nad innymi tak bardzo stał się cząstką ich \ycia, \e nigdy nie myśleli o
jakiejś odpowiedzialności, tote\ gdy niespodziewanie ujrzeli ją przed sobą, zdjęła ich trwoga.
Rozeszli się więc niebawem, pozostawiając całą sprawę swoim przywódcom.
 Słuchamy cię, bracie McMurdo  rzekł mistrz, kiedy ju\ zostali sami. Siedmiu ludzi
zastygło w oczekiwaniu.
 Powiedziałem ju\, \e znam Birdy ego Edwardsa  zaczął McMurdo.  Nie
potrzebuję chyba wyjaśniać, i\ występuje on pod obcym nazwiskiem. To człowiek dzielny,
pozwolę sobie stwierdzić, ale nie szaleniec. Podaje się za Steve a Wilsona i zamieszkał w
Hobson s Patch.
 Skąd to wiesz?
 Z przypadkowej rozmowy z nim. Wówczas nie przywiązywałem do niej wagi i gdyby
nie ten list, nawet bym się nad nią nie zastanawiał. Ale teraz wiem, \e to był Edwards.
Spotkałem go w pociągu w środę& ani słowa, twardy facet. Powiedział, \e jest
dziennikarzem. Nawet mu wtedy uwierzyłem. Chciał się dowiedzieć dla  New York Press ,
czego się tylko da o złoczyńcach i o tym, co nazywał ich zbrodniami. Zadał mi mnóstwo
ró\nych pytań, byleby tylko coś zdobyć dla pisma. Oczywiście nic mu nie powiedziałem.
 Zapłacę i to zapłacę dobrze  oznajmił  za materiał, który by odpowiadał mojemu
wydawcy . Naplotłem więc bajeczek, o których wiedziałem, \e mu przypadną do gustu. Dał
mi za to dwadzieścia dolarów.  Dostanie pan dziesięć razy tyle  rzekł  je\eli wywie się
pan dla mnie tego, o co mi chodzi .
 A có\eś mu powiedział, bracie?
 Co mi ślina na język przyniosła.
 Skąd wiesz, \e to nie dziennikarz?
 Zaraz powiem. Wysiadł w Hobson s Patch, dokąd i ja jechałem. Tak się zło\yło, \e
wszedłem do urzędu telegraficznego, w chwili gdy on z niego wychodził.  Niech pan spojrzy
 rzekł mi telegrafista, kiedy zostaliśmy sami.  Czy nie powinienem za to policzyć
podwójnie?  Z pewnością  odparłem. Edwards bowiem zapełnił blankiet jakąś
chińszczyzną, z której nic nie mogliśmy pojąć.  Codziennie wysyła całe arkusze tego 
dorzucił jeszcze urzędnik.  Tak?  zapytałem.   To wiadomości dla jego gazety i boi się,
\eby mu ich kto nie skradł . Tak wtedy myślał ów urzędnik i tak ja myślałem, lecz teraz
myślę inaczej.
 Słowo daję, masz rację!  wykrzyknął McGinty.  Jak uwa\acie, co powinniśmy
zrobić?
 Mo\e go sprzątnąć od razu?  ktoś zapytał.
 Tak, im prędzej, tym lepiej.
 Ju\ bym był w drodze, gdybym wiedział, gdzie go znalezć  rzekł McMurdo. 
Mieszka w Hobson s Patch, ale nie znam dokładniejszego adresu. Chcę wam jednak, bracia,
przedstawić pewien plan.
 Mów, coś obmyślił.
 Jutro rano pojadę do Patch. Urzędnik pocztowy poda mi adres Edwardsa. Sądzę, \e
chyba wie, gdzie mieszka. Pójdę do niego, powiem, \e jestem wolnomularzem i \e sprzedam
mu tajemnice lo\y. Ręczę, \e się na to złapie. Powiem te\, \e mam wszystkie dokumenty, ale
\e nie chcę ryzykować \yciem i wozić ich, wobec czego musi przyjechać do mnie wieczorem,
kiedy ludzie przestaną się kręcić w pobli\u. Z pewnością przyzna mi rację. Umówimy się na
dziesiątą wieczór. Obiecam mu wszystko pokazać. Na pewno połknie haczyk.
 No i co?
 Resztę mo\ecie ju\ sami sobie dośpiewać. Dom wdowy MacNamara stoi na odludziu.
Ona jest głucha jak pień i wierna jak pies. Mieszkamy tam tylko we dwóch ze Scanlanem.
Je\eli Edwards powie, \e przyjedzie  dam wam znać, czy mi się udało  przyjdziecie do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org