[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jesteś naprawdę super.
- Cieszę się, że tak myślisz. Szkoda, że mój brat nie podziela twojego entuzjazmu.
Widocznie uważa, że jestem takim samym nicponiem jak on.
- O nie! Jeden taki w rodzinie wystarczy.
- Jeśli zamierzasz wyjść do miasta, włóż coś ciepłego - poradził. - Strasznie dziś
zimno.
Abby zjadła pózne śniadanie, a potem zadzwoniła do Misty i obiecała, że zaraz u niej
będzie. Przypominając sobie radę Justina, wróciła do pokoju po kurtkę. Zapinała już ostatni
guzik, gdy niespodziewanie w drzwiach stanął Calhoun.
Właśnie wyszedł spod prysznica i skóra na jego nagich ramionach wciąż była lekko
wilgotna. Mokre włosy na piersiach i brzuchu zwinęły się w drobniutkie kędziorki, schodzące
ciemną smugą aż do owiniętych ręcznikiem bioder. Stał niedbale oparty o framugę i przy-
glądał jej się bez cienia uśmiechu na poszarzałej twarzy. Jego pochmurne oczy miały ciemne
obwódki, przez które stały się jeszcze grozniejsze. Abby doszła do wniosku, że jest co
najmniej tak zmęczony, jak ona przygnębiona.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał szorstko.
- Jadę oglądać mieszkania.
- Co na to Justin? - Niby mówił spokojnie, ale widać było, jak nerwowo napina
mięśnie twarzy.
- Nic. Rozumie, że nie może trzymać mnie tu siłą - odparła ze spokojem.
Koszmarna sytuacja, w której znalazła się niemal z dnia na dzień, zaczynała ją
męczyć. Miała powyżej uszu dzikich wybuchów Calhouna, a Justin odgrywający rolę
adoratora powoli przestawał ją bawić.
- Posłuchaj - zaczęła, starając się mówić rzeczowo. - Justin zabrał mnie wczoraj na
kolację. To wszystko. Nie wywiózł mnie potem w krzaki, żeby kochać się ze mną w
samochodzie. Jeśli taki scenariusz przyszedł ci w ogóle do głowy, powinieneś się wstydzić.
Justin jest dla mnie jak rodzony brat. Ty zresztą też - dokończyła, nie patrząc mu w oczy. - A
jeśli chodzi o uczucia, to nie jestem zainteresowana żadnym z was.
- Kłamiesz! - syknął i ruszył w jej stronę, zatrzaskując za sobą drzwi. - Taki ze mnie
twój brat jak rodzony dziadek.
Abby patrzyła na niego z przerażeniem. Instynktownie cofnęła się pod ścianę i
odgrodziła od niego krzesłem. Po raz pierwszy naprawdę się go bała i zupełnie nie wiedziała,
jak się zachować.
- Nie rozumiem, dlaczego się denerwujesz - zaczęła ostrożnie. - Na każdym kroku
dajesz mi do zrozumienia, że jestem dla ciebie młodszą siostrą. Mam przestać za tobą łazić i
wodzić cielęcym wzrokiem...
- Chryste, ja sam już nie wiem, czego chcę - jęknął, opierając ręce o ścianę tuż nad jej
głową.
Poczuła się jak zwierzę zamknięte w klatce. Znajomy zapach jego ciała wypełniał jej
nozdrza i zaczynał rozpalać krew. Intensywne spojrzenie błyszczących, ciemnych oczu
hipnotyzowało.
- Calhoun, daj spokój. Muszę już iść - powiedziała, z trudem panując nad drżeniem
głosu.
- Dlaczego?
Oddychał tak samo ciężko jak ona - widziała to wyraznie. W panice myślała tylko o
tym, żeby uciec od niego jak najdalej. Bała się, że za chwilę znowu mu ulegnie. Okaże
słabość, z której on będzie potem drwił.
- Przestań! - syknęła. - Słyszysz mnie! Przestań!
Ale on nie słuchał. Przyparł ją do ściany i zaczął ją całować. Robił to z taką
zawziętością, jakby bliskość jej miękkiego ciała obudziła w nim najgorsze żądze.
Zachowywał się jak człowiek, który natychmiast musi zaspokoić dziki głód.
Zamroczony pożądaniem, napierał na nią coraz mocniej, wpychając kolano pomiędzy jej uda.
Wściekł się, że przez kurtkę nie może poczuć jej piersi, więc rozpiął ją jednym mocnym
szarpnięciem i rozsunął na boki. Kiedy wreszcie poczuł na skórze rozkoszne ciepło jej ciała,
zupełnie stracił głowę. Nie myśląc o tym, co robi, brutalnie wepchnął język do jej ust. Abby
była śmiertelnie przerażona. I zupełnie nieprzygotowana na takie dorosłe pocałunki.
Calhoun postępował z nią tak, jakby doskonale znała reguły tej gry. Tymczasem ona jest
przecież zupełnie zielona. Peszył ją bliski kontakt ich ciał, zawstydzała intymność, o jakiej
nie miała dotąd pojęcia. Obawiała się, że lada chwila Calhoun zupełnie straci kontrolę, więc
zdesperowana zaczęła odpychać go ze wszystkich sił.
- Nie! Ja nie chcę! Puść mnie!
Ledwie ją słyszał. Krew tętniła mu w skroniach, przed oczami wirowały mroczki.
Naraz zapragnął spojrzeć jej prosto w oczy. Był pewien, że zobaczy w nich dziką namiętność
i pasję. Rzeczywiście miała je szeroko otwarte, tyle że zamiast pożądania ujrzał w nich...
paniczny lęk!
Wtedy się opamiętał. Nagle zorientował się, że ona z nim walczy, że nie tuli się do
niego, ale go od siebie odpycha.
- Abby... - szepnął łagodnie, w zdumieniu obserwując łzy płynące po jej policzkach -
kochanie...
- Puść mnie! - Z jej piersi wyrwał się zdławiony szloch. - W tej chwili mnie puszczaj!
Słyszysz?! - zawołała, odpychając go z całych sił.
Cofnął ręce, a ona błyskawicznie odsunęła się od ściany i wyskoczyła na środek
pokoju. Miała opuchnięte usta, bolały ją piersi, które Calhoun dosłownie rozgniatał twardymi
dłońmi. Nie pojmowała, co w niego wstąpiło. Jak mógł być wobec niej tak brutalny?
On zaś poczuł się tak, jakby dostał cios między oczy. Spodziewał się zupełnie innej
reakcji. Myślał, że pijana ze szczęścia Abby padnie w jego ramiona, tymczasem ona patrzyła
na niego jak na śmiertelnego wroga.
- Sprawiłeś mi ból - poskarżyła się drżącym głosem.
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Czy to możliwe, że jest aż tak niedoświadczona i
naprawdę nie ma pojęcia, czym jest fizyczna miłość? Dziewczyna w jej wieku? W tych
czasach?
- Abby, czy ty się nigdy z nikim nie całowałaś? - zapytał łagodnie.
- Całowałam się, ale... nie w taki sposób!
No ładnie! Więc jednak jest zupełnie zielona.
- Boże, Abby, dorośli ludzie właśnie tak się całują!
- Wobec tego nie chcę być dorosła! - zawołała, czerwieniejąc na twarzy. - I nie chcę,
żeby ktoś molestował mnie w tak brutalny sposób! - wykrztusiła, po czym obróciła się na
pięcie i wybiegła z pokoju.
Patrzył za nią bezradnie, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji. Jej zachowanie
kompletnie zbiło go z tropu. Do tej chwili był święcie przekonany, że Abby ma jakieś pojęcie
o seksie. W każdym razie takie sprawiała wrażenie. A tu raptem okazuje się, że jest niewinna
jak dziecko.
Właściwie powinno go to ucieszyć. I pewnie tak by było, gdyby nie zraniona męska
duma. Jak ona śmiała zarzucić mu, że ją brutalnie molestował?! Dobry Boże, szkoda, że nie
zostawił jej wtedy na pastwę tego drania Myersa. Dopiero by zobaczyła, co to jest
napastowanie! A niech ją piekło pochłonie razem z tym jej słodkim, młodym ciałem, które
doprowadza go do szaleństwa.
Jak niepyszny powlókł się do swojego pokoju. Był rozpalony. Sfrustrowany.
Wściekły. Wrócił więc do łazienki i wszedł po zimny prysznic. Lodowata woda pomogła mu
dojść do względnej równowagi. Przeklęta Abby, zżymał się w duchu. Nie podobają jej się
jego pocałunki!
I bardzo dobrze. Prędzej piekło pokryje się wiecznym lodem, niż pocałuje ją jeszcze
raz!
Roztrzęsiona Abby jechała do Misty okrężną drogą. Wolała, by przyjaciółka nie
zobaczyła jej w takim stanie. Znając jej spostrzegawczość, natychmiast zorientowałaby się, że
stało się coś złego i zasypałaby ją gradem pytań.
Prowadzenie samochodu podziałało na Abby jak środek uspokajający, więc gdy
wysiadła przed posiadłością Daviesów, wyglądała prawie normalnie.
Do miasta pojechały odkrytym samochodem Misty. Abby z przyjemnością wystawiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl