[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdyby nie powstrzymał się w porę. Taka śmierć byłaby zbyt łagodna dla człowieka, który nazwał siebie nowym Flihrerem.
Pułkownik Vince Lealan, były agent SAS, z lękiem wpatrywał się w Sabata. Błagał o śmierć. Wiedział jednak, że nie nadejdzie
ona szybko. Przepełniony był również nienawiścią. W ciągu kilku tygodni postarzał się o dziesiątki lat. Lilith chciała od nowa
zacząć dzieje ludzkości, chciała by Pierre Yallin w decydującej godzinie wrócił pod jej rozkazy.
Palce Sabata namacały 38-kę w futerale. Przypomniał sobie terrorystę, którego złapał niegdyś na odległej farmie. Wystrzelił
tamtej nocy pięciokrotnie. Cztery pociski ulokował w rękach i nogach bandyty, a piątym wypatroszył trzewia swego więznia.
Zmierć wówczas nadchodziła wolno i Sabat był zadowolony z roli obserwatora. Doskonale pamiętał zbrodnie, jakie tamten
popełnił przed ich spotkaniem. %7łycie za życie, to był jedyny słuszny rachunek.
Teraz mogło być podobnie. Jednak dla Lealana nawet
7 - Krwawa bogini l'/3
godziny meczami stanowiłyby zbyt krótką karę. Dużo lepiej by było, gdyby do końca swych dni gnił w jakimś piekielnym,
francuskim więzieniu i ciągle przypominał sobie swe życie. By ciągle żył przeszłością.
Sabat odwrócił się i zszedł na dół. Katriona stała oparta o ścianę. Jedną nogę miała wykręconą pod nienaturalnym kątem. Tym
razem nie zmierzyła go wzrokiem. Jej spojrzenie przykute było do podłogi. Widać było, że jest załamana fizycznie i
psychicznie. Została pokonana.
Sabat westchnął. %7łałował, że nie mógł zrobić tego, co jak mu się zdawało, było konieczne, by zniszczyć duszę Lilith. By
uwolnić ją od zła, chciał biczować jej ciało do śmierci, chciał wbić stalowy pręt między jej zmysłowe piersi, odrąbać głowę i
uwięzić jej astralną istotę nim wydostanie się na wolność. Nie mógł jednak tego zrobić sam, ponieważ wezwał na pomoc
potężniejsze siły.
- Królowa biczowania we własnej osobie! - w jego głosie była zjadliwa pogarda.
Rozsunął jej stopy i przydepnął. Krzyknęła z bólu. Cieszył się, że widzi na jej policzku, być może jedyną w jej życiu, szczerą
łzę.
- W końcu pokonana. %7łałuję, że tak to się skończyło... że poszedłem z... nimi na układy. Gdyby tak nie było, miałbym cię w tej
chwili do swej dyspozycji.
- Sabat - musiała zrobić spory wysiłek, by wypowiedzieć to imię. - To... nie musi być tak. Moglibyśmy przenieść się gdzieś, ty i
ja. I zacząć od nowa.
- Nie wiem dokąd chciałabyś iść - odpowiedział - lecz jedna rzecz jest pewna. Mnie tam nie będzie. Twoja armia jest
skończona. Twoi żołnierze włóczą się po ulicach ze zbrodniczymi narzędziami, nie wiedząc za bardzo, po co je właściwie
noszą. A policja zbiera ich do ciężaró-
194
wek. Uczniowie Lilith są skończeni, a Front Wyzwolenia stanie się znowu po prostu Frontem Wyzwolenia i nikt nie będzie nań
zwracał uwagi.
Zaszlochała i zwiesiła głowę. Gdy ją znowu podniosła, Sabata już nie było. Wyszedł drzwiami, które dzięki jego magicznym
umiejętnościom były zamknięte przed Lilith. Mocno drżała. Wiedziała, że trójka, której tak bardzo się obawiała, przed którą
uciekała w swych rozlicznych wcieleniach, zjawi się tu po nią, nim mrok rozproszy poranek.
Sabat wyszedł i zamknął drzwi. Stanął w cieniu wąskiej ulicy po przeciwnej stronie. Patrzył, chciał mieć całkowitą pewność.
Wszędzie wokół słyszał syreny policyjnych wozów, o-krzyki i przekleństwa. Nie słyszał wystrzałów. Armia w łachmanach nie
stawiała oporu. Podobnie sytuacja będzie wyglądała w wielu różnych miastach. Zastanawiał się przez moment, jak radzi sobie
McKay.
I właśnie wtedy ich dostrzegł, trzech żandarmów w mundurach z przewieszonymi pistoletami. Wyszli z cienia jak widma i
zniknęli w domu śmierci. Wydawało się, że minęło ledwie kilka sekund, a oni już wychodzili. Dwóch podtrzymywało załamaną
Katrionę, trzeci osłaniał ich od tyłu. Głowa Katriony opadła. Jej twarz skryły gęste, złote włosy. Milczała. Potem pochłonęła ich
ciemność. Sabat wiedział, że odeszli i prędko nie wrócą.
Myślał o tych trzech policjantach, dla których długie polowanie dobiegło końca. Dobrze znał ich imiona: Sanvi, Sansavi i
Semangelaf.
Rozdział XIV
- Jezu, Sabat! - detektyw śledczy Clive McKay z CIA sączył whisky i przyglądał się Sabatowi. - Nie wiem, co ty u diabła robiłeś
w Paryżu, lecz z tego co wiemy, sytuacja była tam podobna do naszej. Margines Europy, setki skinheadów i mętów, pojawiło
się na ulicach z tą diabelną bronią, nie wiedząc co począć. Podobno oddawali gliniarzom te strzykawki tak, jakby częstowali ich
papierosami. Nie wiedzieli skąd to mają, ani kto im to wręczył. Prawdziwy obłęd.
- A Lealanowie? - Sabat starał się nadać pytaniu naturalne brzmienie.
- Mówisz jakbyś w niczym nie uczestniczył - McKay uśmiechnął się. Wiedział jednak, że musi wszystko wyjaśnić. - Vince'a
znaleziono nieprzytomnego na Montmartrze. Obok leżała dwójlca niemowląt. Jedno martwe, drugie jeszcze żywe. Jego matka
oszalała z radości. Katriona zaś zniknęła bez śladu. Być może ty wiesz o niej więcej od nas. Stary Vince nie zdołał nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl