[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Uwiedzenie Sary Malone", akt drugi. Czy tę sztukę mamy dziś w
planie? Nic z tego!
- Nawet nie umiesz przyjmować komplementów
- skrzywił się Brett. - Już ci mówiłem, że nie mam zamiaru
uwieść cię, póki nie będziesz na to gotowa.
Właśnie podano sałatkę z kurczaka, więc Sara musiała poczekać z
odpowiedzią.
- Nie mam zamiaru być gotowa - poinformowała Bretta chłodno. -
Nigdy.
- A możesz mi powiedzieć, dlaczego? - Brett domagał się
konkretnej odpowiedzi. Patrzył na nią błyszczącymi oczyma. - Ciągle
boisz się, że cię skrzywdzę? Tak, Saro? - spytał, gdy nadal nic nie
mówiła. - Czemu nie chcesz mi zaufać?
Widelec w ręku Sary zawisł na chwilę w powietrzu.
- Dlatego, że się boję - odpowiedziała w końcu.
- Jason też mówił, że powinnam mu zaufać. Teraz ty mówisz to
samo, a przecież ciągle widujesz się z tą Elise! Molly Bracken
widziała cię z kobietą w restauracji i...
72
RS
-Ja nie jestem Jasonem. I nie widuję się z Elise!
- wybuchnął Brett. Kilkanaście par oczu zwróciło się natychmiast
w ich stronę. - Ile razy mam ci to powtarzać, Saro? Tak. Dawno temu
Elise i ja byliśmy z sobą blisko - ciągnął Brett. - Pomogła mi bardzo w
trudnych chwilach. Przez moment łączyło nas coś więcej niż
przyjazń. Ale potem zdaliśmy sobie sprawę, że dzieje się to z
krzywdą dla nas obojga. Rozstaliśmy się w przyjazni. Pomogłem jej
w przeprowadzce. I, tak, rzeczywiście widziałem się z nią
przedwczoraj. Wypiliśmy razem kawę. No i co w tym złego? Aha,
skoro już o tym mowa, po Elise była jeszcze jedna kobieta, Mary-Jo. I
to już wszystko co ci mogę, moja droga, powiedzieć na ten temat.
Elise jest starym przyjacielem, Mary-Jo to też już przeszłość. A jeśli
jeszcze raz usłyszę z twoich ust coś na temat obu pań, jakąś aluzję,
choć jedno słowo, to przysięgam, z największą rozkoszą wygarbuję
ci skórę.
Spojrzała na Bretta z niedowierzaniem. Nie wiedziała, co robić, jak
zareagować. Roześmiać się, spoliczkować go, czy prosić o
wybaczenie.
- Nie bój się. - Przetarł ręką oczy. - Naprawdę nie jestem
kombinacją Sinobrodego i Drakuli.
- No tak, Drakulą to chyba nie jesteś - wymamrotała Sara i malutki
uśmiech zawisł na jej wargach.
- No, już mi lepiej. Chociaż to jest jasne. Początek zrobiony. - Brett
odsunął od siebie talerz i beztrosko wyciągnął się na krześle. Swoim
zwyczajem wpatrywał się w sufit.
- Ale mówisz mi prawdę, tak? spytała z naciskiem.
- Uhm. Taki mam zwyczaj. - Uśmiechnął się drwiąco. - A teraz,
mała słodka dziewczynko, nie szukaj kłopotów tam, gdzie ich nie ma
i kończ tego kurczaka. Jak zjesz, pójdziemy na przepiękny spacer.
Aha, i zapewniam cię, że choć będzie to dla mnie straszny wysiłek,
zapanuję nad sobą i nie zgwałcę cię. Rozumiemy się? - Uniósł brwi,
czekając na odpowiedz.
Sara westchnęła z rezygnacją. Znów był górą. Ale przecież nie
należało brać tego serio. Przekomarzał się z nią tylko. Szybko zjadała
73
RS
kurczaka i po kilkunastu kęsach z początkowych obaw i wątpliwości
niewiele zostało.
- W porządku - zgodziła się. - Dogadaliśmy się. Bardzo była
zadowolona, że dogadali się tak łatwo.
Spacer udał się nadzwyczajnie. Chodząc nad jeziorem rozmawiali
trochę o wszystkim, a Brett, tak jak przyrzekł, nie zachowywał się
prowokująco. Kilka razy dotknął tylko jej ręki, to wszystko. W końcu
spojrzał na zegarek i spytał, czy ma ochotę jeszcze pospacerować.
- Nie mam zamiaru odbierać mojego syna wcześniej, niż to było
umówione - wyjaśnił.
- A dokąd chcesz pójść? - zaniepokoiła się Sara.
- Może nad wodospad Marymere - zaproponował. - Mamy
mnóstwo czasu.
Zapowiadany spacer okazał się forsowną wspinaczką. Brett
narzucił tempo, które Sara wytrzymywała z najwyższym trudem.
Wreszcie wąską ścieżką dotarli nad wodospad. Gdy weszli na
platformę widokową nad wodospadem, Sara była kompletnie
wyczerpana. Oparła się o metalową barierkę, ciężko dysząc.
-Musisz zadbać o kondycję - powiedział Brett z wyrzutem raczej
niż z troską. - Taki mały spacer, a ty ledwo żyjesz.
- Uhm - stęknęła Sara. Powoli dochodziła do siebie. - W dniu, w
którym przeczytałam w jakiejś gazecie artykuł Jak dbać o mięśnie",
zrozumiałam, że ćwiczeń gimnastycznych z pewnością nie
wymyślono dla mnie. - Rzeczywiście konsekwentnie i od dawna
opierała się próbom zarażenia jej gimnastycznym obłędem, którego
ofiarą padły nawet Angela i jej rodzona matka. - Nie byłabym w
takim stanie, gdybyś nie maszerował jak pociąg pośpieszny -
zakończyła.
- Pociągi nie maszerują - odparł Brett.
- Ty też nie. Bo to nie był marsz, tylko wyścigi.
- Przepraszam - uśmiechnął się. - Przy Tonym przywykłem robić
wszystko szybko. Właściwie w biegu.
- Rozumiem, ale ja nie mieszkam z Tonym ofuknęła go Sara.
- No, nie - mruknął Brett i spojrzał na nią tak, jakby chciał coś
74
RS
dodać. Ale zrezygnował w ostatniej chwili. -Tak, rzeczywiście. Ale
skoro tu już doszliśmy, byłoby dobrze, gdybyś przestała narzekać,
rozchmurzyła się i rozejrzała wokół.
- Narzekać? - zaperzyła się Sara. - Nie masz prawa...
- Oczywiście, że nie mam prawa. Ale teraz przestań już wreszcie
gadać i spójrz tam.
- Tak, ale nigdy jeszcze nikt... - zaczęła Sara. Urwała jednak, gdyż
zrozumiała, że Brett tylko czekał na to, aż coś jeszcze powie. Zakryła
usta dłonią i spojrzała na wodospad.
Szybko zapomniała o docinkach Bretta. Rozpościerał się przed nią
doprawdy niezwykły widok. Srebrzysty strumień z hukiem rwał w
dół między drzewami, walił o skały i zamieniwszy się w obłok
miliona roziskrzonych kropli zapadał w ciemną spienioną otchłań.
Dywan otaczającej wodospad zieleni falował lekko pod nawałą
opadającej z łoskotem wody.
Pod ciężkimi koronami drzew pokrytych gęstym listowiem było
chłodno. I choć woda huczała groznie, nad wodospadem unosiły się
piękne małe motyle.
Błyszczały w słońcu. Sara przypatrywała się długo jednemu z
nich. Odprężona, spojrzała na Bretta i uśmiechnęła się promiennie.
Nie zaprotestowała, kiedy objął ją wpół. Gdy dłoń Bretta zsunęła się
w dół, wstrzymała oddech. Poczuła przenikający ją dreszcz. Ale Brett
zabrał rękę.
- Nie obawiaj się - powiedział sucho. - Nie zgwałcę cię.
- Wcale tak nie pomyślałam - powiedziała szybko Sara.
- To dobrze. Chodzmy już. Spróbujemy odnalezć ścieżkę, którą
przyszliśmy. Urocza dama, która nieopatrznie zgodziła się zająć
Tonym pod moją nieobecność, z pewnością przeklina już los i żałuje
swego ludzkiego odruchu.
-Na pewno niczego nie żałuje - zaprotestowała Sara. Ruszyli w
stronę samochodu. - Tony jest najnormalniejszym na świecie
dziewięciolatkiem.
- Mam nadzieję - westchnął Brett bez przekonania, wpatrując się
w słoneczny blask prześwitujący przez gęste liście. - Lubisz dzieci?
75
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl