Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak, mamo!". Sam zwykle tak mówił do swej matki, gdy ta za bardzo gderała.
- Tak jest, proszę pani! - posłusznie rzekł pacjent, co właściwie
zabrzmiało tak samo.
Anna wyglądała na usatysfakcjonowaną. Opatrzyła rękę i wypisała
receptę na antybiotyk, ale nie podała jej jeszcze pacjentowi.
- Czy przyjechał pan tu na motorze? - zapytała. Mężczyzna skinął głową.
- Przykro mi, ale nie może pan nim wracać do domu. Czy ma pan kogoś,
kto może go zabrać?
Mężczyzna już otwierał usta, by zaprotestować, jednak widząc
determinację w oczach Anny, wzruszył ramionami.
Anna uśmiechnęła się.
- Tu jest pańska recepta. Proszę zadzwonić do przyjaciół, a potem pójść
do szpitalnej apteki. Przez tydzień będzie się pan codziennie zgłaszał do
swojego lekarza w rejonie albo do nas. Jeśli wystąpi infekcja, trzeba będzie
operować.
Mężczyzna wstał. Jego potężna sylwetka wypełniła pokój.
- Mówi poważnie? - zwrócił się do Pete'a.
- Zmiertelnie poważnie, kolego - odrzekł. - To pańska decyzja, żeby
wracać do domu, ale niech pan będzie rozsądny i zgłasza się do lekarza
codziennie. Infekcja w pana wypadku może się skończyć dramatem.
- Wrócę tu jutro - obiecał, głaszcząc Annę po głowie zdrową ręką. -
Dziękuję, pani doktor.
- Uff! - odetchnęła Anna, gdy wyszedł. - Cieszę się, że był pan przy mnie.
Nie miałam pojęcia, jak zareaguje.
- Zwietnie się pani spisała - zapewnił ją, choć niezbyt mu się spodobało,
że ten typ ośmielił się ją pogłaskać. Zastanawiał się nawet, czy nie powinien
- 30 -
S
R
zwrócić jej uwagi na niestosowność takiej poufałości z pacjentem. Nagle
przyszło mu na myśl, że Anna może wkrótce stąd odejść. Wprawdzie z jej słów
wynikało, że ta praca bardzo jej odpowiada, ale jeśli ponownie wyjdzie za mąż...
- Słucham? - Dlaczego w jej obecności wciąż mu się to przytrafia?
Pogrążał się we własnych myślach i tracił wątek.
- Pytałam, o której godzinie jest to jutrzejsze spotkanie i czy obowiązuje
wieczorowy strój.
- Ach tak! - Cholera! Z pewnością podał już godzinę innym gościom. O
ósmej to chyba za pózno. Może powiedział...
- O siódmej, stroje dowolne. - Uznał, że zabrzmiało to dosyć sensownie,
lecz kiedy szedł z Wendy zbadać następnego pacjenta, nagle przypomniał sobie,
że innym gościom podał siódmą trzydzieści. Co się z nim, do licha, dzieje?
Nie miał jednak czasu, by się nad tym zastanowić, ponieważ zjawił się
kolejny pacjent trzymający przy oku kawałek gazy.
- Czy to skaleczenie, czy po prostu wpadło coś panu do oka? - zapytał,
wprowadzając pacjenta do środka.
- Wyraznie czuję, że coś tam jest.
- Proszę siadać - powiedział Pete, zapraszając pacjenta na specjalne
krzesło z ruchomym oparciem. - Wpuszczę panu kroplę środka znieczulającego
- wyjaśnił.
Nic nie było widać, lecz wcale go to nie zaskoczyło. Ból oka najczęściej
wywołuje opryszczka albo otarcie rogówki przez obce ciało. Taki ból utrzymuje
się dosyć długo, nawet po wypłukaniu intruza przez łzy. Wpuścił do oka
fluorescencyjny barwnik i przysunął bliżej lampę szczelinową. Na powierzchni
oka pokazały się trzy maleńkie zadrapania.
- To otarcie - wyjaśnił - które będzie bolesne przez kilka dni. Teraz
ponownie je znieczulę, ale to będzie działało przez jakieś piętnaście minut, po
czym ból znowu wróci. Mogę panu trochę pomóc, stosując inny rodzaj kropli,
użyję również trochę antybiotyku w maści, żeby zapobiec infekcji. Wolałbym
- 31 -
S
R
jednak, żeby wrócił pan do nas jutro albo zgłosił się do swojego lekarza. Jeśli
stan oka się nie poprawi, trzeba będzie pójść do specjalisty.
Mężczyzna wcale nie wyglądał na zmartwionego.
- Parę dni wolnego dobrze mi zrobi - oznajmił, po czym nagle zmarszczył
brwi. - Cholera, jutro jest sobota. Do poniedziałku pewnie będę już zdrowy. W
soboty pan pracuje?
Pete pokręcił głową.
- W tę sobotę nie pracuję. Paul Wells będzie miał dyżur, niech pan do
niego wpadnie.
Obserwował, jak pacjent wychodzi, ale myślał już o czekającym go
przyjęciu. Liz zgodziła się pełnić rolę gospodyni. Zastanawiał się, co Liz powie
o Annie...
- Karetka w drodze! - zawołała Margie. - Wypadek na szkolnym boisku,
kto się tym zajmie?
- Ja. Jadłam już lunch, a Pete dopiero skończył badać pacjenta - usłyszał
ciepły głos Anny.
- Nie tylko organizuje mój oddział, ale zaczyna mną rządzić - burknął,
starając się ukryć dziwny dreszcz, który go przeniknął, gdy zobaczył jej
uśmiech.
- Jest pan wolny - powiedziała, ignorując jego uwagę i kierując się w
stronę automatycznych drzwi. - Właśnie podjechała karetka. Zawołam, jeśli
będę potrzebowała pomocy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org