Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie, to nie było odpowiednie rozwiązanie. Muszę znalezć inne. Wola... ja... jestem sobą... jestem Gillan! Kiedy
wymówiłam to imię, sylwetki drzew zafalowały przede mną. Ja - Gillan - cisnęłam w nich tę myśl. Mam wolę,
moc... Jeżeli torebka, którą trzymam, jest czymś w rodzaju klucza - chcę go przekręcić. Zwiatło przegania ciemności,
przycisnęłam torebkę do suchych, spękanych warg. Zwiatło... Chcę światła!
Mrok poza widmowymi drzewami poszarzał. Ja jestem Gillan i moje miejsce jest gdzie indziej... moje miejsce! Chcę
tam być!
Zobaczyłam zielone światło lampy. Poczułam aromatyczną woń palącego się drzewa i zapach jedzenia. Usłyszałam
dzwięki: głosy ludzi znajdujących się opodal. To był prawdziwy świat. Zwiat, którego ja - Gillan - byłam częścią.
Wróciłam!
Czułam jednak tak ogromne zmęczenie, iż z trudem podniosłam rękę i przesunęłam ją po ciele, nie nagim, lecz jak
zwykle przyodzianym, a teraz przykrytym płaszczem lamowanym futrem. Był szary, zimowy poranek. Na zewnątrz
schronienia ze skór, nie tak wygodnego jak namiot, zobaczyłam postacie Jezdzców Zwierzołaków. Ludzi czy bestii,
które widziałam w martwym lesie?
Usiłowałam wesprzeć się na rękach, żeby lepiej przyjrzeć się tym mężczyznom. Ale Kildas odgrodziła mnie od nich.
Kildas... Ileż to czasu upłynęło od owego ranka, kiedy zjadłyśmy śniadanie i spełniłyśmy toast za szczęście, zanim
odpowiedziałyśmy na wezwanie, które nas aż tutaj zaprowadziło? Zdałam sobie sprawę, że straciłam rachubę dni.
Od czasu weselnej uczty Kildas wyglądała na otumanioną;
teraz jej stan wyraznie się poprawił.
- Jak się czujesz, Gillan? - zapytała. - Masz szczęście, że przy takim upadku nie połamałaś sobie kości...
- Upadku? - powtórzyłam, patrząc na nią (byłam tego pewna) ogłupiałym wzrokiem.
Oparła moją głowę o swoje ramię, przyłożyła mi do ust napełniony po brzegi róg, więc z konieczności przełknęłam
łyk. Płyn był gorący i pikantny, lecz mnie nie rozgrzał. Wręcz przeciwnie, zadrżałam, jak gdyby już nigdy nic nie
miało mnie osłonić przed lodowatym wiatrem.
- Nie pamiętasz? Twój wierzchowiec przestraszył się czegoś na zboczu i zrzucił cię na ziemię. Od tej pory leżałaś
nieprzytomna przez całą noc - wyjaśniła.
Jej opowieść tak różniła się od moich wspomnień, że pokręciłam gwałtownie głową, która znów mnie rozbolała. Czy
tamte majaki-wspomnienia to skutek jakiegoś wypadku? Dobrze wiedziałam, że gorączka sprowadza złe sny - ale
teraz było mi zimno, a nie gorąco. Czy ludzie bestie zrodzili się z uderzenia o coś głową? Nie, tamtego kota już
kiedyś widziałam... Jeszcze zanim dotarliśmy na to pustkowie. Teraz zaś mogłam spojrzeć i znów go zobaczyć -
zasłoniłam oczy drżącą ręką.
Możliwe, że Jezdzcy posiadali własną sztukę lekarską;
musieli mieć. Przecież Herrel powiedział, że i oni znali rany i ból. Kildas namówiła mnie do wypicia jeszcze kilku
łyków z ozdobnego rogu i poczułam się silniejsza. Dreszcze ustały.
Lecz nadal było mi zimno. Bardzo zimno... To strach mroził mi krew w żyłach...
- Panie. - Kildas spojrzała ponad moim ramieniem na kogoś, kto do nas podszedł. - Obudziła się i sądzę, iż
przychodzi do zdrowia...
- Jestem ci głęboko wdzięczny, pani Kildas. Ach, Gillan, jak się teraz czujesz, najdroższa?
Poczułam znów ręce Herrela na ramionach. Zesztywniałam cała, bojąc się odwrócić czy choćby popatrzeć. Jego
słowa nic nie znaczyły. Co się ze mną stało?! - krzyknął jakiś wewnętrzny głos. Przedtem nie bałam się go, nie
wzdragałam przed jego dotknięciem...
Przedtem stałam z boku, odpowiedziało coś w moim umyśle. Obserwowałam własne zachowanie, lecz nie
pociągnęło ono mojego serca. Teraz zeszłam z drogi, którą dobrze znałam, albo tak mi się wydawało, na ścieżkę
prowadzącą w mrok i strach...
- Wracam do zdrowia... po upadku, przychodzę do siebie - odrzekłam głucho.
- To było przykre wydarzenie. Jeszcze nie spojrzałam na Herrela; tyle tylko mogłam zrobić, żeby nie poznał moich
uczuć.
- Czy sądzisz, że będziesz mogła pojechać? - zapytał i jego głos wydał mi się bardziej obojętny.
- Kildas! - Ten głos również znałam, głos Jezdzca z orłem na hełmie. A może znów miał okrutny dziób, skrzydła i
szpony drapieżnego ptaka?
- Wołają mnie - roześmiała się radośnie Kildas. - Uważaj na siebie, Gillan. Mam nadzieję, że już nic złego cię nie
spotka. - Odeszła od nas i dopiero wtedy wytężyłam wolę, odsunęłam się od Herrela i zwróciłam do niego twarzą.
- Więc upadłam i uderzyłam się głową o kamień - powtórzyłam szybko, zmusiwszy się, żeby na niego spojrzeć. Miał
ludzką postać, a ja byłam bezpieczna. Bezpieczna? Czy kiedykolwiek znów będę bezpieczna?
Nie odpowiedział mi słowami, ale zbliżył rękę do mojego policzka. Tym razem nie zdołałam ukryć odrazy.
Cofnęłam głowę, jakbym chciała uniknąć ciosu. Herrel zmrużył oczy niczym kot. Czekałam, aż jego twarz zamieni
się w zwierzęcą paszczę. Lecz tak się nie stało i kiedy Herrel ponownie się do mnie odezwał, powiedział lodowatym
tonem:
- A więc posługujesz się teraz podwójnym wzrokiem, pani. Jaką iluzję...
- Iluzję?! - krzyknęłam. - Widzę oczami, które wreszcie przejrzały, Zwierzołaku! Opowiadaj, co chcesz. Nie będę
zaprzeczać. Zresztą, może nawet nie umiałabym. Ty i twoi bracia zbyt dobrze utkaliście czary. Tylko już mnie one
nie oślepią - tak jak nie zdołacie mnie pokonać za pomocą nocnych strachów...
- Nocnych strachów...?
- Tak, ścigając mnie przez martwy las. Ale nie zdołaliście narzucić mi swojej woli.
- Martwy las?
- Czy potrafisz tylko powtarzać moje słowa, Zwierzołaku? Uciekałam przed strachem. Wiedz jednak, panie Herrelu,
że we śnie czy na jawie zawsze w końcu przychodzi taki czas, gdy strach przestaje działać. Można nauczyć się z nim
żyć, co jest pierwszym krokiem do uczynienia z niego sługi, a nie władcy. Prześladuj mnie we śnie, ile chcesz...
Tym razem Herrel chwycił mnie w taki sposób, że musiałam spojrzeć mu prosto w oczy. W zielone - wielkie,
zielone... jezioro... morze, w którym tonęłam - tonęłam - tonęłam...
- Gillan!
To były tylko oczy, lecz nie oczy człowieka. Oczy wbite we mnie, rozjarzone ponad zaciśniętymi ustami, w stężałej,
jak wykutej w białym marmurze twarzy.
- To nie moja sprawka. Rozumiesz, Gillan? Ja tego nie zrobiłem!
Niezbyt logiczna była to wypowiedz, ale zrozumiałam jej sens. Herrel zaprzeczał oskarżeniom, które mu rzuciłam,
sama niezupełnie w nie wierząc. I jego sprzeciw wywarł na mnie wrażenie. Zrozumiałam, że nocne strachy były
atakiem, atakiem skierowanym przeciw mnie w innym czasie i przestrzeni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org