Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szybko zorientowałem się, że to była tylko gra.
- Jak nasze małżeństwo?
- Lindsay, czasami mi się wydaje, że do ciebie nie
dociera, że nasze małżeństwo jest jak najbardziej legalne.
- Oczywiście, że dociera. Legalne, żeby twojemu
dziadkowi popsuć szyki. I ty uważasz, że to nie jest gra?
Mimo tej całej legalności nasze małżeństwo jest absolutnie
nieprawdziwe.
- Dzisiejszej nocy uwierzysz, że jest prawdziwe.
Widelec, którym Lindsay jadła sałatkę z krabów, drgnął
niebezpiecznie. Na szczęście, nowa sukienka nie poniosła
uszczerbku, a łyk wina dodał animuszu.
- Mam nadzieję, że ta noc nie wprowadzi zasadniczych
zmian - powiedziała pani Winters z figlarnym uśmiechem. -
Trzeba przyznać, że dotychczas byłeś idealnym mężem.
- Naprawdę? Pod jakim względem? - spytał zaciekawiony
Luke, przypominając sobie, że on też kiedyś coś mówił o
idealnej małżonce.
- Przez cztery miesiące nie domagałeś się, aby kolacja
punktualnie o tej samej godzinie wjeżdżała na stół, nie
musiałam prać twoich koszul i nie pytałeś mnie, dokąd
wychodzę.
- Ale to się może zmienić.
- Jak to? Przecież osoby romansujące ze sobą, mimo
wszystko zachowują się trochę inaczej niż mąż i żona.
- Osoby romansujące ze sobą - powtórzył z uśmiechem
Luke. - Dlaczego nie powiesz wprost, że kochankowie?
Policzki Lindsay natychmiast zrobiły się purpurowe,
jednak uwaga Luke'a pozostała bez komentarza, ponieważ
niespodziewanie tuż obok rozległ się wysoki, dzwięczny głos:
- Luke, to ty? Witaj!
Uśmiech tej wysokiej i zgrabnej kobiety przeznaczony był
wyłącznie dla Luke'a. Lindsay zauważyła kasztanowe włosy,
złożone w kunsztowną fryzurę i jasnozielone, kocie oczy,
wlepione w Luke'a. Zielone były również sukienka i biżuteria.
- Jeannette! Zaskoczyłaś nas - powiedział spokojnie Luke,
wstając z krzesła.
- Ale miło się spotkać, prawda? - zagruchało zielone
stworzenie. - Wróciłam do Sydney parę tygodni temu.
Musimy się zobaczyć i pogadać. Mam ci tyle do
opowiedzenia.
Smukłe palce delikatnie muskały rękaw smokinga. Luke
cofnął się o krok.
- My chyba nie mamy sobie już nic do powiedzenia -
powiedział szorstko.
- Ależ, Luke, przecież to było zwykłe nieporozumienie.
Głupia byłam, że nie' wyjaśniłam ci tego przed wyjazdem. Nie
zależy mi na żadnych udziałach, zależy mi tylko... na tobie.
Smukłe palce znów przykleiły się do smokinga i Lindsay
siłą powstrzymywała się od interwencji. A więc to jest ta
słynna Jeannette Sullivan, która za namową dziadka usiłowała
usidlić bogatego kawalera. Nic dziwnego, że Luke'owi
wydawało się, że ją pokochał. Z bólem serca trzeba było
stwierdzić, że Jeannette jest skończoną pięknością. Jej
sukienka nie ukrywała niczego, ciekawe jednak, czy krytyczna
Catherine też oceniłaby ją tak surowo?
- To też nie ma żadnego znaczenia - odpowiedział Luke
chłodno.
- Ależ, Luke! - oburzyła się Jeannette, z wdziękiem
wydymając perfekcyjnie umalowane usteczka. - Coś nas
jednak łączyło. Kochaliśmy się. Zrobiłam wielkie głupstwo,
wiem, ale możemy przecież to wyjaśnić.
- Raczej nie. Czy wiesz, że jestem żonaty?
Na mgnienie oka słodki uśmiech znikł z twarzy Jeannette.
- Z tą kelnereczką?
Lindsay uznała, że najwyższy czas przypomnieć o swojej
obecności.
- Przede wszystkim studiowałam, proszę pani. Prawo -
odezwała się ostrym głosem. - I jak miliony studentów na
całym świecie musiałam zarobić na swoje utrzymanie.
Pracowałam więc jako kelnerka i w księgarni. A wszyscy
wydają się być zdruzgotani tym, że nie zajmowałam się
wyłącznie i tylko swoim makijażem.
Zielonooka piękność zwolna odwróciła ku niej głowę.
- Więc to ty jesteś żoną Luke'a?
- Tak się głupio składa, że właśnie ja - wypaliła Lindsay. -
Lindsay Winters, bardzo mi miło.
Po raz pierwszy wymówiła głośno swoje nowe nazwisko.
Specjalnie. Niech do tej kocicy dotrze, że Lindsay i Luke
związani są ze sobą, i to nie byle jak.
- Och, Jeannette! - dał się słyszeć tym razem słodki,
melodyjny głos Catherine. - Nie wiedziałam, że już wróciłaś.
Musisz nas koniecznie odwiedzić.
Obie panie ucałowały się demonstracyjnie.
- Wróciłam parę tygodni temu - wyjaśniła Jeannette. -
Dzwoniłam do ciebie kilkakrotnie, ale nikt się nie zgłaszał.
- Mieszkam teraz u Luke'a. Słyszałaś zapewne, że mój
ojciec jest poważnie chory i muszę się nim opiekować.
Lindsay poczuła, że ma już wszystkiego serdecznie dość. I
tej kocicy, i tej Catherine, która herbatkę, wypitą w pokoju
chorego ojca, nazywa szumnie  opieką". Co za szczęście, że w
życiu tych ludzi Lindsay Donovan znalazła się przez
przypadek i nie zabawi tam długo. Nagle Lindsay zadrżała.
Jeśli ktoś tu jest idiotką, to chyba ona sama. Przecież po
dzisiejszej nocy ich małżeństwo zostanie skonsumowane, a
takiego małżeństwa nie można anulować... tak po prostu
rozwiązać. Trzeba się rozwieść. Czyli na koniec całej tej afery
Lindsay będzie rozwódką?! Spokojnie, jest jeszcze czas, aby
się wycofać. I chyba należy tak zrobić, i to jak najszybciej. A
Luke niech robi, co chce. Jeśli jego serce wyrywa się do tej
trawiastej piękności, niech się z nią żeni, proszę bardzo.
- Do zobaczenia, Luke! - zaszczebiotała Jeannette,
całkowicie ignorując jego żonę.
Lindsay patrzyła, jak obie panie znikają w tłumie
balowych gości, i była pewna, że Catherine właśnie wylewa
swój żal z powodu niefortunnego małżeństwa syna.
- Nie chce mi się już tańczyć - powiedziała nagle Lindsay,
kończąc sałatkę.
- A co chcesz robić?
- Chcę wracać do domu, do Ellie.
- Przecież ona śpi.
- Ale chcę być blisko niej.
- Zdenerwowałaś się z powodu Jeannette? Ona potrafi być
niemiła.
- Twoja narzeczona, więc twój problem - odpowiedziała
szorstko Lindsay, wzruszając ramionami.
- Trudno mieć narzeczoną, jeśli ma się żonę.
- Jaka tam ze mnie żona! Właściwie to jestem narzędziem
w twoim ręku. A twój dziadek, zdaje się, byłby naprawdę
szczęśliwy, gdybyś ożenił się z tą Jeannette, przecież sam ci ją
wybrał. Ja, w każdym razie uważam, że najwyższy czas
skończyć z tym udawaniem.
- Teraz? Nie, Lindsay, to niemożliwe. Nie pozwolę na to.
Teraz, kiedy dziadek jest tak szczęśliwy z powodu Ellie!
Chcesz, żeby dowiedział się, że nie jest jego prawnuczką,
natomiast jedyny wnuk jest kłamcą?
- A o tym trzeba było pomyśleć wcześniej, zanim
zorganizowałeś to całe przedstawienie - powiedziała z goryczą
Lindsay, pragnąc, aby Luke cofnął się choć o krok. a nie stał
tak nad nią. Taki wielki i grozny.
- Zgodziłaś się na to przedstawienie, choć mogłaś od razu
wyprowadzić Jonathana z błędu. Nie zrobiłaś tego, a więc jest
już za pózno. Lekarze dają dziadkowi najwyżej dwa miesiące.
Przez ten czas przedstawienie trwa i wszystkie umowy
obowiązują, pózniej będzie czas na dyskusje. Na razie jesteś
moją żoną, a dla Jonathana również matką mojego dziecka.
Luke mówił bardzo cicho, tak aby nikt z gości nie
podsłuchał ich burzliwej dyskusji. Tylko Lindsay wyraznie
słyszała każde słowo.
- Powiedziałeś, że wszystkie umowy?
- Naturalnie. Również ta, którą zawarliśmy dwie godziny
temu.
- Co?! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org