[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu.
- Daj mi rewolwer - zawołała z daleka - bo muszę coś
zrobić!
Nie wierzył w to, co usłyszał. Poczuł w klatce piersiowej
krótki, ostry ból i zawrót w głowie. Niewiele myśląc, wyjął
rewolwer ze schowka, z pasją wystrzelał zawartość
magazynka do rzeki i rzucił jej go pod nogi.
- Idz w cholerę - powiedział - rób, co chcesz, zabij się,
jeśli chcesz, jeśli nie potrafisz żyć, wstajesz tylko po to, żeby
wstać, i kładziesz się tylko po to, żeby zasnąć.
Roześmiała mu się w twarz.
- Mam zapasowe...
- Dawno się ich pozbyłem!
Wtedy złagodniała w jednej chwili, usiadła na grobli i
pochyliła głowę.
- Borys - szepnęła - nie bój się... To nie dla mnie. To dla
nich. Za to, co jej zrobili.
W tej samej chwili dostrzegł wjeżdżające na podwórko
auto, z którego wysiadła Magda.
Podniósł rewolwer i nie pamięta, co z nim zrobił. Pewnie
tak, pewnie poszedł z nim do domku letniego i wsunął między
gazety.
Nie ma pojęcia, o czym mówiła Julia. Mógł się tylko
domyślać, że coś się wydarzyło, gdy była w mieście. Zawsze
wracała z zakupami najpózniej o pierwszej, a i tak nie mogła
się pozbierać i prosiła nieraz, żeby jej pomógł zrobić to czy
tamto, bo zaraz przyjadą dziewczyny, a ona jest w lesie.
Potem przyjechała Ramona i Kamila i w całym tym ich
babskim zamieszaniu nie było ani czasu, ani okazji, żeby
zapytać Julię, co się stało. Obrządził konie, pozamykał
wszystko i o ósmej, jak zwykle, gdy były, odszedł z psem do
swojego domu, pewny - po raz pierwszy od wielu miesięcy -
że Julia nic głupiego nie zrobi. Tylko że gdy odchodził,
zawołała za nim: Borys, może byś dziś...". Co? Może byś
dziś nie..." Nie mówiła nigdy nic takiego, więc mocny sen,
jaki sobie na tę noc wymarzył, został tylko w marzeniach.
I tak jest do tej pory.
*
Pies leżał na drodze przed bramą i nie reagował na próby
sprowadzenia go na podwórko. Zignorował także miskę z
żarciem, którą wystawiły mu za ogrodzenie, kiedy dotarło do
nich, że będzie leżał na drodze i czekał na pana, póki ten nie
wróci.
Długo siedziały na werandzie, otulone swetrami, a kiedy
mimo to zmarzły, weszły do domu i podchodziły co chwilę do
okna, wyglądały, nasłuchiwały. Borys nie wracał.
O świcie zerwały się wszystkie i wyjrzały na drogę: pies
ciągle tam leżał. Kiedy zaczęły się zastanawiać, czy i jak
wypuścić konie ze stajni, usłyszały radosny skowyt psa i
odetchnęły z ulgą. Po chwili zobaczyły Borysa idącego nie
drogą tym razem, tylko od strony rzeki.
- Wczoraj w nocy wróciłem - wyjaśnił. - Nie chciałem
was budzić.
Poszedł od razu do koni, zostawiając ich
niewypowiedziane pytania bez odpowiedzi. Patrzyły za nim
chwilę, po czym Magda wzruszyła ramionami.
- Skoro jest...
- No właśnie - dopowiedziała Kamila. - Nikt i tak by nie
uwierzył... Nie on.
Przy śniadaniu zadzwoniła komórka Ramony. Wyszła z
nią na werandę, ale i tak słyszały.
- Naprawdę jestem ci potrzebna? Nie żartuj... Tyle razy
powtarzałeś, że... Ja wiem, wiem..., ale w końcu straciłam
nadzieję, że kiedykolwiek... %7łe w ogóle przestaniesz mnie
nienawidzić... Wrócę, tylko nie wiem jeszcze dokładnie... A ta
pielęgniarka, co przychodziła na początku? Nie może?
Dobrze, pomyślę... Postaram się...
Kamila z Magdą posłały sobie znaczące spojrzenia.
- Jak myślisz - odezwała się cicho Kamila - czy Ramona
trafiła na nową pijawkę?
Magda wzruszyła ramionami, ale kiedy rozpromieniona
Ramona wróciła do stołu, spytała niewinnie:
- Ramona... jak ma na imię ten... ten facet, którym się
opiekujesz?
Ramona zaczęła zamaszystymi ruchami smarować sobie
masłem kromkę chleba i nie patrząc na nie, burknęła:
- Wiem, o co wam chodzi. Ale nic z tego. Nie jestem już
taka głupia.
Potem nagle zdecydowała, że musi na chwilę wpaść do
Aodzi, zobaczyć, jak sobie radzi ojciec i dziewczyna w
księgarni. Zabierze się z nimi, jak będą jechać do Julii i
stamtąd autobusem...
- Jak chcesz. - Magda lekceważąco machnęła ręką. - Jeśli
odjedziesz teraz, to już pewnie nie wrócisz. Potem Kamila
uzna nagle, że musi zobaczyć, co się dzieje w domu. Potem
ja... Zostawimy ją samą. W końcu ją zostawimy.
%7ładna nie przytaknęła, ale i nie zaprzeczyła.
Milczały całą drogę do szpitala. Tuż przed wjazdem do
miasta Ramona powiedziała, że wróci. Na pewno wróci. Ale
to prawda, że nawet jeśli Julia się nie obudzi, w końcu ją
zostawią, bo każda ma swoje życie.
- Twój mąż, Magda - dodała na koniec - w kilku zaledwie
słowach udowodnił, jak wiele dla niego znaczysz...
- Och - przerwała jej Magda ze złością - niech nie myśli,
że przyjechał, powiedział parę słów i wszystko!
- Ani mój - wtrąciła Kamila - że spojrzał... i też wszystko.
Obydwie - i Kamila, i Magda - zagryzły wargi,
zmarszczyły czoła i patrzyły pochmurnym wzrokiem: Kamila
w przednią, Magda w boczną szybę. Ramona, zerkając na
profil Kamili, uśmiechnęła się nagle.
- A więc zauważyłaś?
- Co?!
- Jak na ciebie patrzył.
- A jak miał patrzeć?
Ramona puściła oko do Magdy.
- No wiesz...
- Nie wiem!
- Jak zakochany.
Kamila prychnęła pogardliwie.
- Mój mąż nigdy nie był we mnie zakochany.
- Może i nie był - włączyła się Magda - ale teraz jest.
- To już twoja sprawa - dorzuciła szybko Ramona,
uprzedzając sprzeciw Kamili - co z tym zrobisz.
- Rzeczywiście moja! Znalazły mi się... uzdrowicielki
życia rodzinnego! Zajmijcie się swoim popapranym życiem.
Nigdy w życiu nie widziałam takich wariatek.
- Widziałaś - powiedziała pogodnie Magda. - Zaglądając
dwadzieścia razy na dzień do lustra. %7łeby sprawdzić, czy ci
makijaż pasuje do bluzki.
- Albo jedno oko do drugiego - parsknęła Ramona.
Kamila z politowaniem pokręciła głową, kiedy dusiły się
obydwie ze śmiechu.
W szpitalu pochyliła się nad Julią i powiedziała, że ma
koleżanki, które zachowują się, jakby miały po siedemnaście
lat, a mają po czterdzieści.
- Trzydzieści dziewięć - sprostowała Magda i wtedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl