[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najwyższa pora się budzić, zjeść śniadanie i ruszać do pracy. Resztki logiki podpowiadały mu, że
aby wstać, należy się najpierw położyć. Wycieraczka wydała się wprost idealnym rozwiązaniem.
Już miał realizować swój zamiar, gdy z ust wytoczyło się ciche zdanie:
Magda się wyprowadziła.
Kacper czuł się niezręcznie, gdy pomagał Ewie założyć płaszcz. Poprawiła Patrykowi
czapkę i uśmiechnęła się.
Nic nie mów. On teraz ciebie bardziej potrzebuje.
Zostawiła mu długi pocałunek, na widok którego Patryk z obrzydzeniem wykrzywił twarz.
I choć po chwili Kacper zamknął za nimi drzwi, nie czuł rozczarowania. Cieszył się, że jego
kawalerskie życie dobiega końca.
Zrodek dużego pokoju zajmowała kupa gratów przykrytych malarską folią. Wokół
znajdowała się wręcz idealna ścieżka do krótkich spacerów. Wiktor oprzytomniał i teraz człapał wte
i wewte popijając alkohol prosto z butelki.
Taki suseł to ma dobrze...
Bredzisz skomentował to Kacper.
Siedział na podłodze ze szklanką w dłoni, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Nie
dość, że przygarnął kolegę, to i uczciwie się z nim nawalił.
No, suseł, taki większy chomik, zapada w sen zimowy, a jak się budzi na wiosnę, to ma
reset. Czujesz? Zostaje mu tylko podstawowy system operacyjny: jeść, sikać, kopulować. Cała
reszta jest skasowana. I tak co roku od nowa. Kurwa, natura jednak jest niesprawiedliwa nie
ukrywał rozczarowania Wiktor.
Będziesz świadkiem? odezwał się Kacper, wkładając w to pytanie odrobinę trzezwości,
czyli tyle, ile jeszcze posiadał.
Wiktor chwiał się i przez chwilę milcząco wpatrywał w kolegę, a potem zapytał:
Jesteś pewien?
Na stówę!
Ja też byłem...
I co się z wami stało?
W tygodniu jestem w Warszawie. W weekendy też gdzieś znikam... wyciągnął
oskarżycielsko rękę w stronę Kacpra ... z kochanką!
Zachichotał, choć wcale nie zrobiło mu się wesoło.
Mówiłeś Magdzie o mnie?
Przecież dałem ci słowo zaskakująco trzezwo odpowiedział Wiktor i odstawił butelkę
na stertę mebli.
No to jej, kurwa, powiedz.
Za pózno... stwierdził i machnął ręką. A ty mówiłeś swojej?
Ironia pomieszała mu się ze złośliwością i zamiast odpowiedzi usłyszał ponownie pytanie:
No to będziesz świadkiem?
Zwiadkiem czego? Jak sobie życie budujesz na kłamstwie?!
Poniosło go, ale Kacper nie zwracał uwagi na ton. Wstał i ruszył w kierunku butelki.
To moje życie wymamrotał.
Już nie tylko... zaczął Wiktor i nie dokończył.
Kacper potknął się, zachwiał i z butelką w dłoni runął na ziemię. Wiktor rzucił się w jego
kierunku. Sam nie był pewien, czy ratuje kumpla, czy odrobinę whisky, jaka jeszcze została
w butelce.
XXIII
Ewa bezskutecznie próbowała uporządkować emocje. Radość z przeprowadzki mieszała się
z obawami, a na dodatek wszystko doprawione zostało banalnym wkurwieniem. Brukowana ulica
przed domem powinna być teraz skąpana w słońcu. Przechodnie powinni się uśmiechać
z zazdrością. Przejeżdżający patrol policji powinien zaproponować pomoc, by potem serdecznie
pożegnać się machaniem spracowanych dłoni. Tymczasem w bramie śmierdziało i było zbyt
ciemno. Targany stolik jednym rogiem wbijał jej się wprost w łono, a jakiś okoliczny gówniarz
przed chwilą próbował im zakosić nocną lampkę. Znosili pomniejsze meble, składując je pod ścianą
w oczekiwaniu na przyjazd pana Henia.
Mam nadzieje, że przyjedzie, zanim zacznie padać bąknęła Ewa.
Kacper nie zareagował. Nie odzywał się już od kilku minut, co też doprowadzało ją do
irytacji. Zaczął się wahać? Chce stchórzyć tuż przed finałem?
Mówiłam, żeby wziąć normalny transport powiedziała z nieukrywaną pretensją.
Popatrzył na nią. Poczuła skurcz w podbrzuszu, ciarki przegalopowały po spoconych
plecach. Nagle dostrzegła coś dziwnego. Jakby pomiędzy sercem a głową rozciągała się w nim
skrywana dotąd przestrzeń, którą zaczęła spowijać ciemność.
Ewa, muszę ci coś powiedzieć oznajmił przyciągając ją mocno do siebie.
%7łółty transit zaparkował z fasonem pod samą bramą. Kątem oka pan Henio zdążył dostrzec
przytulonych do siebie nauczycieli. Gdy wysiadł i otworzył tylne drzwi, zobaczył, że polonistka
wyrywa się z ramion historyka i wbiega do bramy.
Moja przed ślubem też miała fochy powiedział pogodnie, bo dostrzegł w Kacprze jakiś
niepokój. Ja zacznę ładować, a pan niech idzie zgasić ten pożar.
Choć schody znał już na pamięć, potykał się. Gdyby nie poręcz, nie dotarłby nigdy na górę.
Pomimo dnia klatka schodowa spowita była nie tyle ciemnością, co głębokim cieniem, który
zdawał się teraz pełznąć tuż za nim. Nie wpuściła go. Osunął się wzdłuż futryny i usiadł na
wycieraczce. Drzwi delikatnie uchyliły się. Siedziała na podłodze. Przez szparę wyczuł
w powietrzu zapach skóry wilgotnej od łez. Mówiła cicho, ale słyszał każde słowo.
Rodzice umarli, gdy byłam na studiach... przy Patryku czasami pomaga mi sąsiadka...
Jego ojca spotkałam raz w życiu... to była klasyczna wpadka... nie mam nawet alimentów. Chciałam
dostać to wychowawstwo, by mieć dodatek do pensji... %7łyję, aby przetrwać, żeby Patryk miał
lepiej... Gdy patrzyłam na was, jak rozmawiacie, jak się śmiejecie, myślałam, że dostaję nową
szansę... Ale z tobą niewidomym? Co to za szansa? Do końca życia mam być skazana na inwalidę?
Skrzypienie powoli zamykanych drzwi wślizgnęło się pomiędzy jej słowa. W niewielkiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl