Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Chociażbym nie wiem jak starannie pakowała ozdoby, zawsze coś się stłucze  po-
skarżyła się, stawiając pudło na podłodze.
Wydobyła z niego anielskie włosie, bombki i kolorowe szyszki, a na koniec ze
szczególnym pietyzmem odwinęła przedmiot zapakowany w luksusowy papier. W środku była
sfatygowana, stara wróżka, wykonana z rolki po papierze toaletowym i różowych, wyskubanych
ze starego boa piór. Natychmiast rozpoznałam figurkę; sama ją zmajstrowałam, kiedy byłam jesz-
cze całkiem mała.
 Nie do wiary, że jeszcze to masz!  zawołałam.
Mama podniosła wzrok i uśmiechnęła się szeroko.
 Co roku wędruje na sam czubek choinki.
 Co to ma być?  Cas wzięła wróżkę między palec wskazujący a kciuk i odsunęła od sie-
bie, jakby mogła się czymś zarazić.
 To miała być wróżka  mruknęłam.  Miałam zaledwie cztery lata, kiedy ją zrobiłam.
 Ale wtedy mówiłaś, że to balerina, Nattie  zaoponowała Laura.
 Naprawdę?
 Tak, upierałaś się przy tym. Zabraliśmy cię z tatą na przedpołudniowe przedstawienie
 Dziadka do orzechów , które kompletnie cię oczarowało. To była twoja wizja Cukrowej
Wieszczki. A zatem jest małą tancerką, zupełnie jak nasza Cas, prawda?
W odpowiedzi Cas wydała z siebie pogardliwe prychnięcie i oddała Laurze wyskubaną
wróżkę. Z niepokojem przyjrzałam się jej posępnej minie. Odkąd tu przyjechałyśmy, ani razu nie
wspomniała słowem o tańcu. A ja nigdy nie widziałam, żeby ćwiczyła, choć w szkole poświęcała
na to wiele czasu, trenując do konkursów, występów i egzaminów.
Może była taka sama jak ja. Myślałam, że moim życiem jest praca, ale odkąd tu przyje-
chałam, wcale za nią nie tęskniłam, po prostu zapomniałam o niej tak prędko, jak nastolatki zapo-
minają o wakacyjnym flircie.
Wspólnie ubrałyśmy choinkę, a Laura zatknęła na czubku moją różową wieszczkę.
Był wieczór. Laurę nosiło.
 Ma ktoś ochotę na spacer?
%7ładnej odpowiedzi.
 Jest taki piękny wieczór  próbowała zachęcić do wyjścia Cas.
Dziewczyna podniosła głowę znad książki i zmarszczyła czoło.
 Tak myślisz?
 No, bądz co bądz nie pada.
 Dla odmiany.  Cas wstała z dywanu.  Dobra. Czemu nie?
Laura zwróciła się do mnie.
 Nattie?
 Nie.  Pokręciłam głową.  Idzcie same.
 Ach, chodz z nami. Przyda ci się odrobina świeżego powietrza.
Popatrzyłam na Cas. To głupie z mojej strony, ale chciałam, żeby to moja pasierbica za-
prosiła mnie do pójścia. Chciałam, żeby obie chciały zabrać mnie z sobą, nie tylko Laura. Cas już
zakładała buty. Uniosła wzrok i popatrzyła na mnie pytająco. Kiedy nie ruszyłam się z miejsca,
zdjęła z wieszaka mój płaszcz i przyniosła mi go bez słowa.
Podniosłam się z uśmiechem, wzięłam okrycie i chwyciłam jakąś starą wełnianą czapkę
Laury. Wyglądała jak ocieplacz na imbryk, ale za to była taka ciepła, że ją polubiłam. Laura już
wiązała kalosze, a kiedy się schyliłam, żeby wzuć kozaki, mrugnęła do mnie.
 Gotowa?  Wyprostowała się.
Cas usiłowała przypiąć smycz do obroży Tuffa. Szczeniak jednak uznał, że to świetna za-
bawa, i tarzał się po podłodze, próbując capnąć zębami za sprzączkę, gdy tylko Cassie znalazła
się w zasięgu jego mordki.
 Kiedyś będziesz musiał się do tego przyzwyczaić  westchnęła.  W przeciwnym razie,
jak wrócimy do Londynu, przejedzie cię pierwszy autobus.
Cassie pierwszy raz wspomniała o powrocie.
 Z czasem się nauczy.
Laura pochyliła się i poklepała szczeniaka po łepku.
 Myślisz? Powoli zaczynam się martwić, że natura poskąpiła mu szarych komórek, tak
samo jak Jasperowi.
Kiedy wyszłyśmy, Laura stanęła między nami. Wzięła pod rękę Cassie, potem mnie, i tak
sczepione ruszyłyśmy przez łąkę, potem minęłyśmy gęsty żywopłot z ligustru i weszłyśmy na pa-
stwisko, opadające łagodnie w dół, i do kolejnego żywopłotu rosnącego pięćset metrów dalej.
Była piąta. Po naszej prawej stronie zachodziło powoli słońce, przeświecając przez czar-
nofioletową chmurę i zanurzając się w morzu. Wybrzeże zataczało tutaj łuk, a na północy cofało
się nieco, tak że patrząc na prawo, zawsze widziało się morze. Przekroczyłyśmy kolejne pastwi-
sko. Przed nami rozciągała się plaża, a nieco bliżej wiła się prowadząca do niej droga. Nie byłam
pewna, gdzie jesteśmy. Trenrethen mogło znajdować się za szczytem wzniesienia w oddali, ale
pewności nie miałam.
 Nie przypominam sobie tej okolicy.
Laura zerknęła na mnie na dzwięk mojego głosu.
 W końcu nie mieszkałaś tutaj zbyt długo, prawda? Prawdopodobnie niewiele tu wi-
działaś.  Zwróciła się do Cas z uśmiechem.  Trzeba było widzieć Nattie jako nastolatkę. Zamy-
kała się w swoim pokoju i rozkręcała muzykę na cały regulator. Typowe zachowanie w tym wie-
ku.
Cas zaśmiała się, ja zaś zaprotestowałam.
 Wcale nie było tak zle.
 Och, wręcz jeszcze gorzej. Ale nie biorę ci tego za złe, bo ja też nie byłam przykładną
matką, prawda?
Popatrzyłam na nią zdumiona.
 Co to znaczy, że Nattie nie mieszkała tutaj zbyt długo?  zapytała Cas.  Myślałam, że
sprowadziłyście się tutaj, gdy miała piętnaście lat.
 Tak  westchnęła Laura.  A jak miała szesnaście, wyniosła się do Londynu.
 Wyprowadziłaś się z domu w wieku szesnastu lat?
Na twarzy dziewczyny wymalowało się zdumienie i niedowierzanie.
Skinęłam głową, ale nic nie powiedziałam. Nie chciałam rozmawiać o tym z Cassie, bo
mogła wpaść na pomysł, żeby wziąć ze mnie przykład.
 Nie wiedziałam o tym.
 Jest jeszcze parę innych rzeczy, których o mnie nie wiesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org