[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ludzie tak myślą - warknął Vittorio. - I już plotkują, że jestem
cynicznym draniem, który cię omotał, by odzyskać majątek.
- Ale ja mam własne zdanie. Inni się nie liczą, bo nie wiedzą, co
naprawdę jest między nami. - Zawahała się. -My wiemy, prawda?
- Pamiętasz, jak kiedyś naigrawałaś się ze mnie? - Aż posiniał z
wściekłości - mówiłaś, że potrafisz świetnie udawać i mogłabyś
wystrychnąć mnie na dudka. Twierdziłaś, że każdego mężczyznę
możesz owinąć wokół palca.
- Czemu teraz wyciągasz to przeciwko mnie?
- Tylko przypominam. Teraz znam cię i nie wierzę w to, co
wtedy mówiłaś. Ale czy ty mnie znasz? Może też jestem zdolnym
aktorem i potrafię... Skąd wiesz, czy jestem szczery?
- Bo ci ufam.
- Dlaczego? Bo powiedziałem, że można mi ufać? Jesteś pewna,
że mówiłem prawdę?
- Przestań! - Zasłoniła uszy. - Nie odbieraj mi wiary w ciebie.
Nie używaj mojej miłości jako broni.
148
RS
- Muszę, bo to jedyna broń, która uświadomi ci
niebezpieczeństwo. Może jestem cwaniakiem i tak umiejętnie cię
uwodzę, że nawet mi się oświadczyłaś. Osiągnąłem to, nie mówiąc ani
słowa ó miłości.
- Czy chcesz powiedzieć, że mnie nie kochasz?
- Gdybym tak powiedział, nie będziesz wiedzieć, czy to prawda.
- Kiedyś wiedziałabym - odparła powoli.
- Czy naprawdę znasz mnie? - szepnął, obejmując ją. Miała
zamęt w głowie i nic już nie wiedziała na pewno.
Vittorio mógłby kłamać, a i tak by go kochała. Podjęła ryzyko,
w głębi duszy wiedząc, że Vittorio jest tego wart. Dlaczego jemu brak
wiary w siebie?
- Czemu to robisz? - szepnęła.
- Bo widzę przyszłość. Gdy wybuchnie pierwsza poważna
kłótnia... zbudzi się we mnie diabeł.
- Wiem.
- I wtedy wyczytam w twoich oczach, że myślisz to samo co
inni. Będziesz zadawała sobie pytanie, czy ufając mi, zrobiłaś
głupstwo. A wtedy oszaleję.
- Ty tchórzu! Mówisz, że nie ufam tobie, ale to ty nie masz
zaufania do mnie. Gdy wspomniałam o ryzyku, nie chciałeś go
podjąć. To ja musiałam zaryzykować.
- Wcale nie o to...
- Może nie o to ci chodziło, ale tak zrozumiałam. Ja też widzę
przyszłość, ale jestem gotowa zaryzykować. A ty się boisz. Ja myślę
149
RS
wyłącznie o tobie, ufałabym ci w doli i niedoli, a ty myślisz o
złośliwych sąsiadach.
- Posłuchaj...
- Usłyszałam już dość. Uprzedziłeś mnie, że wszystko musi być
po twojemu. Powinnam była uważniej słuchać... Wygrałeś. Skończmy
z tym raz na zawsze.
- Odwiozę cię.
- Wezmę taksówkę. A gdy wrócisz...
- Angel - przerwał błagalnym tonem.
- Prosiłam cię, żebyś tak nie mówił. Bo Angel to nie ja.
- A kim jesteś?
- Nie wiem. Już myślałam, że wiem, ale przez ciebie zobaczyłam
rzeczy, które mi się nie podobają. %7łegnam.
Odwróciła się i szybko odeszła. Pragnęła znalezć się jak najdalej
od Vittoria.
150
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Zgodnie z przewidywaniami Vittorio stracił dwa dni na
załatwienie sprawy. Lecz dużo osiągnął, ponieważ Gino Tradini nie
tylko zapłacił normalną cenę, ale i zwiększył zamówienie.
Rzeczywiście chciał oszukać nową właścicielkę, ale się przeliczył.
Vittorio dobitnie uświadomił mu, jak bardzo się myli.
W drodze powrotnej zastanawiał się, co powiedzieć Angel.
Przygotował dwie wersje. Według pierwszej miał przyznać Angel
rację, że nie ma szansy na szczęśliwe życie we dwoje. Według drugiej
miał błagać ją, aby puściła w niepamięć wszystkie przykrości, kochała
go i spędziła życie u jego boku.
Miotały nim sprzeczne uczucia, nie wiedział, którą wersję
ostatecznie wybierze. Wreszcie doszedł do wniosku, że gdy ujrzy
Angel, odpowiedz sama się nasunie.
Niedaleko domu wytężył wzrok. Audził się, że Angel wyczekuje
go, lecz na spotkanie wybiegły jedynie psy. Witał się z nimi głośno,
aby Angel usłyszała i wyszła z domu, lecz nie pokazała się.
W kuchni zastał Bertę.
- Gdzie jest padrona? Muszę natychmiast z nią porozmawiać.
- Jak to? Nie wie pan? Signora wyjechała.
- Dokąd?
- Nie wiem. Wyjechała wczoraj.
- Co ci powiedziała?
- Nic. Spakowała walizki i odjechała. Ale zostawiła...
151
RS
Lecz Vittorio gnał już na górę. Szafy w sypialni były puste. W
ogóle nic nie świadczyło o tym, że Angel kiedykolwiek tutaj
mieszkała. Miał nadzieję, że po ostatniej kłótni kiedyś wszystko się
unormuje, lecz mylił się. Było to jak cios obuchem. Gdy zjawiła się
zaniepokojona gospodyni, miał poszarzałą twarz i patrzył wkoło
błędnym wzrokiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl