Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do drzwi, z nadzieją zadrapał je łapą.
Lereena pół obróciła się, zdumienie wygięła brew.
- Gdzie są wszystkie wasze Straże?
- Tam gdzie powinni - z lekka zmieszała się Władczyni. - na Granicy!
- Do środka lasu nie spotkaliśmy żadnego.
- Znaczy, wy ich po prostu nie zauważyliście. W moim garnizonie jest więcej niż dwie
setki Straży.
- Znaczy, ja ich prosto nie zauważyłam. Dziękuję za audiencję, bardzo... przykro było
z was poznać. -- otworzyłam drzwi, przepuściłam wilka naprzód i wyszłam w ślad za nim, nie
zrobiwszy nawet aluzji na ironiczny ukłon. Nie w moich przyzwyczajeniach odpowiadać
lubieżnością na nie ukryte chamstwo. Spierać się z Władczynią mi też się nie chciało. Tym
bardziej budować głośne przypuszczenia, dlaczego Straże nie zauważyli nas.
Wydało mi się, że już znam odpowiedz.
Gościnny dom był repliką tego, w którym żyłam w Dogewie, u Kryny. Czysty, lecz
mało przytulny, bo sprawiał wrażenie niezamieszkanego. Od nakrytego stołu smacznie
pachniało smażonym mięsem, u ścian stały cztery łóżka i dwie szafy, w jednej z nich akurat
grzebała Orsana, wybierając sobie parę nowych butów. Kiedy weszłam, obróciła się i
poskoczyła, ale nie zaczęła się ze mną witać.
Ustawiłam się na nią z nie mniejszym podejrzeniem. Zrobiliśmy pary kroków
naprzeciw przyjaciel kumplu i zastygli jak wkopani.
- Słuchaj, Orsana. - przesadnie rześkim głosem zaczęłam, chowając rękę w kieszeń. - a
nie chciałabyś spróbować niejakiego nadzwyczajnie pożytecznego dla zdrowia proszku?
- Dziękuje. - odpowiedziała najemniczka, cofając się pod ścianę. - ja aż tak zle się nie
czuje!
- A jak inaczej będę wiedziała, że nie jesteś łożniakiem?
- A nuż ty sama jesteś łożniakiem i chcesz mnie ubić?
- Przecież to ja, nie gadaj głupstw. - strzeliłam palcami, i wokół palącej się na stole
świecy pojawiły się dziesiątki złudnych fantomów. -- Niemożliwie jest skopiowanie
magicznych zdolności, to część duszy, a nie ciała. Pamiętasz, opowiadałam ci, że rozbójnicy
nazwali mnie  pustą i chcieli po prostu zabić?
Ostrożność powoli zaczęła opuszczać dziewczynę, Orsana z westchnieniem ulgi
poszła naprzód, ale nie zamierzałam jeszcze jej przytulać.
- Wyciągnij rękę. Nie tak, dłonią do góry.
- No ty i sypnołaś! - stęknęła najemniczka. - To zamiast kolacji, czy czo?
- Liznij chociażbym raz, tylko tak, żebym widziała.
- A jak on działa?
- Nie wiem, te wilki albo wdychały go razem z powietrzem albo po prostu zaczął
przeżerać się przez skórę. W praktycznego magii żuczkojad wykorzystuje się jako składnik
zatrutych przynęt, tak żeby dotarł do wnętrza. Nie bój się, dla ciebie jest nieszkodliwy.
- Poczekaj, sprawdzałaś już mnie tak? - Oburzyła się Orsana.
- Kilka razy. I ciebie, i Rolara, nawet po krótkotrwałych wyprawach w krzaczki. Liż,
przeklinać będziesz potem. Nie chcę wysłuchać kupy wymówek, które okażą się od łożniaka.
Dziewczyna z wyrzutem przekrzywiła się na mnie, zmrużyła oczy i jak skazaniec liznęła
dłoń. Po delektowała się, połknęła i liznęła znowu, już z przyjemnością:
- Słodki. Jak mąka z cukrem. A to prawda, że jest pożyteczny dla zdrowia?
- Tumanie. - powiedziałam zmęczona, przysiadając się na najbliższym łóżku i
chowając twarz w dłoniach. - Się ledwie na nogach trzymam, a ona jeszcze przebiera -
szkodliwy, pożyteczny...
Przyjaciółka przestała przeklinać i ulokowała się obok. Pchnęła mnie leciutko
ramieniem:
- Co się stało? Ona nie chcę ci pomóc?
- Przeciwnie. Nawet wyraziła życzenie być obecną, by wszystko przeszło jak trzeba. --
przekrzywiłam się na świecę i ta zgasła. my trysnęły we wszystkie strony, zaczynając lot, i
dalej szeptałyśmy między sobą w miejscu niewidocznym z ulicy.
- Doskonale!
- Wątpię. Zbyt lekko poszło, czuję jakiś podstęp.
- W Arlissie nie jesteśmy potrzebni, to prawda. - Orsana mocna poskrobała ślad po
ukąszeniu komara na nadgarstku. -- Nie nazwali nas niewolnikami, lecz gośćmi na pewno nie
jesteśmy. Szybciej, cennymi zakładnikami w obozie wojennym, przy czym z kim oni wojują
jest dla nas niezrozumiałe, chyba po prostu komuś podpadliśmy.
- Słusznie. Co więcej, - zamierzają nas cały czas pilnować, i wiem nawet jak, lecz nic
nie mogę zrobić. Boję się, że pozostaje nam tylko obserwować rozwój zdarzeń...
- Zanim będzie za pózno - niecierpliwie oberwała mnie Orsana. -- A gdzie Rolar?
Wiesz jakie ma tu sprawy?
- Nie. Przecież zaprowadzili go gdzieś razem z tobą!
- Nas prawie od razu rozwiązali i wypuścili. Powiedzieli, byśmy siedzieli cicho i
czekali na ciebie, ale w tym samym czasie zmieniali ochronę i on zwiał. Myślisz, że nie
mógł...
- ...Zwabić was w pułapkę? - Rolar lekko skoczył przez parapet. -- Nie. Wpadłem w
nią razem z wami. Mam złe nowiny, koleżanki.
Wampir rzucił mi jakiś przedmiot, który rozpoznałam zanim jeszcze zdążyłam złapać.
To była złota obręcz Lena.
- Gdzie ty ją znalazłeś?! - wykrzyknęłam, dusząc się od niepokoju. Obręcz drżała w
mojej ręce, szmaragd pobłyskiwał iskierkami w księżycowym świetle.
- W skarbnicy Lereeny. Ona musi swoje skarby. Orsana, jeżeli możesz - wyrwij ze
mnie to ze mnie, bo ja nie mogę dosięgnąć do tego.
Rolar obrócił się do nas plecami i zobaczyłyśmy rękojeść sterczącego z nich sztyletu.
Widowisko było, lekko mówiąc, nie dla nerwowych. Sztylet wszedł głęboko, do mięśni, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org