Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w świecie nie chciała dać podstaw do podejrzeń, że próbuje zająć miejsce jego
matki. Czy tego właśnie chciał od niej Bruno? Czy odpowiadała mu w roli matki
i żony jako nowa wersja Lindsay? Wzdrygnęła się na samą myśl. Może wcale
nie zdobyła serca Bruna, tylko je ogrzała. Nikt w końcu nie zachwyca się kopią
tak samo jak oryginałem.
Sobota okazała się pochmurna i parna.
Wobec groznego wyglądu nieba zrezygnowali z pływania, wszyscy troje
stłoczyli się w clio i wyruszyli do Gorley Wood, jednego z najpiękniejszych
zakątków w okolicy, z malowniczymi szałasami i drewnianymi ławami
piknikowymi.
- 101 -
S
R
Na miejscu byli już jacyś ludzie z dziećmi, które bawiły się nad
strumieniem. Jack szybko zapoznał się z chłopcami, dzięki czemu Rosa i
Frances miały czas spokojnie porozmawiać.
- Jack czuje się doskonale - zachwycała się Rosa.
- Kiedy ostatnio miał atak? - zapytała Frances.
- O, dawno. Chyba w czasie mojej nieobecności. Tak, to był ten okropny
tydzień, kiedy znalazłaś go w Cerne Carey.
- Czy powiedział ci w końcu, czemu wtedy uciekł ze szkoły?
- Nie - westchnęła Rosa. - Ale nie trzeba się zbytnio głowić, żeby
zgadnąć. Pewnie poprzedniego wieczora słyszał moją rozmowę z Brunem o
Harrington Hall. Jeszcze nie spał. Bruno myślał, że siedzi przy komputerze, ale
mnie się zdaje, że raczej podsłuchiwał na podeście.
- O Boże, Rosa - jęknęła Frances. - On się naprawdę panicznie boi
Harrington Hall.
- Nie mogłabyś porozmawiać o tym z Brunem? - spytała ostrożnie Rosa. -
Ciebie by wysłuchał. Moje uwagi tylko pogarszają sprawę.
- Cóż, nawet próbowałam. Ale prawdę mówiąc, nie mam żadnych
podstaw, żeby się wtrącać.
- On cię bardzo wysoko ceni - uśmiechnęła się Rosa. - Jestem pewna, że
każdą twoją opinię traktuje poważnie.
Frances nie odpowiedziała. Rosa przykryła jej ręce dłonią.
- Jesteś w nim zakochana, prawda, moja miła?
W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, ale nagle uznała, że to głupie.
Pewnie ma to wypisane na twarzy. Może Rosa wie od początku?
- Tak... chyba tak - przyznała w końcu z głębokim westchnieniem. - Jak
myślisz, czy jestem zupełną idiotką?
Widząc, jak zmieniła się twarz Rosy, poczuła ciężar na sercu. Przecież
Lindsay była jej córką!
- 102 -
S
R
- Frances, myślę, że musimy o czymś porozmawiać. Powinnaś wiedzieć,
że...
Ale przerwał im Jack, który właśnie nadbiegł z innym chłopcem.
Częstując ich ciastem, Rosa mrugnęła do Frances.
- Pogadamy pózniej.
Lecz  pózniej" nie nastąpiło. Dzień minął tak szybko, że nie było okazji
wrócić do tematu. Gdy Jack ściskał ją na pożegnanie, obiecując przysłać kartkę
z Brighton, cała sprawa wyleciała jej z głowy.
W poniedziałek Bruno cicho wszedł do gabinetu, gdzie siedziała
przeglądając dokumentację pacjentów, i zamknął za sobą drzwi.
- Jesteś bardzo zajęta?
Jak zwykle, gdy stał przy niej, poczuła się dziwnie niezdarna i spięta.
- Nie, nie bardzo. Czy Jack dojechał bez problemu?
- Tak, dzięki. Zwietnie się bawił na pikniku. Dziękuję, że ich zabrałaś.
Szczerze mówiąc, sądzę, że chętnie by nigdzie nie wyjeżdżał. - Dłuższą chwilę
przyglądał jej się w milczeniu, po czym przysiadł na brzegu biurka. - Myślałaś
choć trochę o nas, Frances?
Wiedziała, że ją o to spyta.
- Tak...
- I?
- Zgadzam się... Musimy porozmawiać.
- Wobec tego spotkajmy się dzisiaj. Nie mam dyżuru. Możemy iść na
kolację do...
- Mam lepszy pomysł - przerwała mu łagodnym tonem. - Zapraszam cię
na kolację do siebie.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - spytał cicho.
- Jestem pewna.
W głębi serca chyba od początku wiedziała, że zostaną kochankami.
Opierała się ze wszystkich sił, ale teraz walka była skończona.
- 103 -
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Wciąż trwali w miłosnym uścisku, odnajdując się chciwie po jakże
długim oczekiwaniu. Jak przez mgłę dotarł do niej jego szept:
- Kocham cię, Frances. Pokochałem cię od pierwszej chwili.
- Och, kochany. - Delikatnie objęła palcami jego twarz. - Nie mów tego,
jeśli nie jesteś pewien.
- Jeśli nie jestem pewien? Czyż nie czekałem wystarczająco długo, żeby
ci to powiedzieć?
- Zrozum mnie, proszę - rzekła błagalnie. - Chcę być kochana dla samej
siebie...
- Do diabła, Frances - sarknął ze złością. - Jak mam cię przekonać?
Czy może mu wierzyć? Czy się odważy? W tej chwili zanadto go
pragnęła, by podawać jego słowa w wątpliwość. Więc nie chcąc słyszeć nic
więcej, zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem. Jej imię zabrzmiało
westchnieniem.
Ona, ledwo rozumiejąc, co mówi, odpowiadała mu najczulszym szeptem.
Jego ciało było tak piękne, tak cudownie zbudowane, tak proporcjonalne. Jego
gorliwość w dawaniu szczęścia, siła, witalność i zręczność prowadziły ją, o krok
za nim, prosto ku rozkoszy.
- Moja droga - szepnął. - Zaufaj mi.
- Proszę... - błagała, wplatając palce w jego włosy.
Odsunął się na moment; uświadomiła sobie, że pomyślał także o ich bez-
pieczeństwie, podczas gdy ona, egoistycznie pogrążona w stanie błogości,
zapomniała.
Wkrótce żadne słowa nie mogły już wyrazić tego, co czuli. Kochali się
tak, jakby byli sobie przeznaczeni od zawsze. Nie było przeszłości ani
przyszłości. Nie było ducha Lindsay. Nic nie stało między nimi, niczego nie
było poza nimi... przynajmniej teraz.
- 104 -
S
R
Przez szyby sączył się blady świt. Frances westchnęła, całkowicie
wyczerpana, tuląc się do Bruna.
- O której musisz iść? - zapytała.
- Nie wracam do domu - szepnął, ocierając się brodą o jej włosy.
- Czy Rosa nie będzie się niepokoić?
- Jestem już dużym chłopcem - zaśmiał się cicho.
Ona też się roześmiała. Z głębokim zadowoleniem przyglądała się każdej
linii jego ciała. Cień zarostu, który zdążył się pojawić na jego policzkach,
nadawał mu wygląd pirata.
- A golenie, świeże ubranie?
- Mam wszystko w torbie pod schodami.
- Czemu ją tam zostawiłeś?
- Czyżbyś zapomniała, że byłem zaproszony tylko na kolację? Jak byś
zareagowała, gdybym wczoraj tu wszedł i postawił ci ją przed nosem?
- Zapewne wykopałabym cię z powrotem za drzwi.
- Kobieta bez serca! - Pocałował ją w czubek nosa. - Ale tak łatwo się
mnie nie pozbędziesz!
Dzwignęła się na łokciu.
- To ma być grozba czy obietnica?
- Obietnica, moja droga - odparł, wodząc palcem po jej policzku. - Bo ja
cię kocham, Frances. Mówię absolutnie poważnie. Chcę, żebyśmy się pobrali.
- Nie żartuj, Bruno. - Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Nie żartuję. Już ci to przecież mówiłem. Chcę, żebyś została moją żoną.
Chcę przeżyć z tobą resztę życia. Powiedz tylko, że się zgadzasz.
- Bruno... - Spróbowała się podnieść.
- Kochasz mnie, najdroższa?
W jego oczach, głosie była taka determinacja, że z rezygnacją skinęła
głową.
- Tak, kocham cię. Kocham z całego serca.
- 105 -
S
R
Przygarnął ją mocno i poczuła, jak jego pierś unosi westchnienie ulgi.
- Więc powiedz, że się zgadzasz. Tylko to jest ważne. Do diabła, wiem, że
nie jestem jakąś nadzwyczajną okazją: trzydzieści sześć lat, dziesięcioletni syn i
zwariowana praca. Ale obiecuję, że jeśli tylko pozwolisz mi spróbować,
będziesz ze mną szczęśliwa... bardzo szczęśliwa.
Tak chciała mu wierzyć. Ale czy on sam do końca zna swoje uczucia?
Czy duchy przeszłości odeszły na dobre, czy też tylko chwilowo odsunęła je w
cień fizyczna rozkosz?
- Czy możemy porozmawiać o tym pózniej, Bruno?
- Na przykład kiedy?
- Na przykład kiedy włożę coś na siebie i będę mogła się spokojnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org