Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pocałować te śmiejące się usta.
-Wróci, na pewno. O ile...
Wiedział, że zachowa się teraz wstrętnie, ale pokusa, żeby
odpłacić się za szarpanie włosków i zimny prysznic, była zbyt
wielka.
-O ile nie pomyślał, że machasz do niego ot, tak, dla zabawy,
bo spodobał ci się kolor jego samolotu.
-Chance, co ty...
W jej oczach pojawiło się tyle smutku, że natychmiast
pożałował głupiego żartu.
-Oj, Sunny, Sunny, przecież to jasne jak słońce, że wróci.
Zakołysał skrzydłami, tak? Czyli dał znak, że widział cię i
zorganizuje pomoc.
-Jesteś pewien? - spytała, połykając łzy.
-Na sto procent. Pakujemy się, Sunny!
118
Migiem spakowali swój skromny dobytek. Chance oddał
Sunny pistolet i przyglądał się, kręcąc głową, jak Sunny
chytrze ukrywa swoją broń w sprayu i suszarce. A potem
chwycili za swoje tobołki i pomaszerowali do samolotu.
I czekali.
Na ratunek przyleciał helikopter. Potężne śmigło z głuchym
warkotem siekło suche pustynne powietrze. Przez chwilę
gigantyczny moskit wisiał nad nimi, potem opadł na ziemię,
wzniecając kłęby piachu.
Z kabiny wyskoczył starszy mężczyzna z siwą bródką.
-Hej, przyjaciele! - krzyknął wesoło. - Ktoś tu podobno
potrzebuje pomocy?
-A no tak się złożyło! - odkrzyknął Chance, idąc mu na
spotkanie. Uścisnęli sobie dłonie i starszy pan przedstawił się:
-Charlie Jones z Cywilnego Patrolu Powietrznego. Szukamy
was od kilku dni. Nikt się nie spodziewał, że zagna was tak
daleko na południe.
-Musiałem zboczyć z kursu, kiedy szukałem odpowiedniego
miejsca do lądowania. Wysiadła mi pompa paliwowa.
-No to mieliście cholerne szczęście z tym kanionem. To
niedobra okolica, kamienista, nierówna, ten kanion to jedyne
miejsce do lądowania w promieniu co najmniej stu kilometrów.
Ale proszę, wsiadajcie! Na pewno marzy wam się ciepły
prysznic i dobra kolacja.
Chance wyciągnął rękę, Sunny uśmiechnęła się promiennie,
jak to słońce w zenicie, podała mu swoją dłoń i zgodnym
krokiem ruszyli do helikoptera.
119
ROZDZIAA JEDENASTY
Sunny targały teraz sprzeczne uczucia. Z jednej strony ulga,
że z odebraniem telefonu od Margrety nie będzie już problemu.
Z drugiej - żal, ogromny żal, bo czas, jaki było jej dane spędzić
z Chancem, dobiegał końca. Te dni, podczas których czuła się
szczęśliwa i spełniona, jak nigdy jeszcze w swoim całym
dotychczasowym życiu.
Od samego początku wiedziała, że ich czas jest ograniczony i
kiedy wrócą do normalnego świata, znów zaczną obowiązywać
dawne reguły. Nie mogła narażać życia Chance'a, pozwalając,
aby stał się częścią jej życia. Chance dał jej dwie noce pełne
rozkoszy i wspomnienia na całe życie. To musi wystarczyć,
niezależnie od tego, jakby teraz nie cierpiała na samą myśl, że
będzie musiała od niego odejść. Teraz jednak przynajmniej
wiedziała, co znaczy kochać mężczyznę i delektować się jego
istnieniem. Tych kilku dni nie oddałaby za żadne pieniądze
świata. Choć wiedziała, że jej samotność będzie teraz jeszcze
bardziej gorzka.
Dlatego przez całą drogę nie puszczała jego ręki, ani na
chwilę, dopóki nie wylądowali na jakimś zaniedbanym lotnisku
na odludziu. Stał tu tylko jeden samotny budynek z falistej
blachy, z drewnianą przybudówką, w której zapewne mieściło
się biuro. Na brzegu prowizorycznego pasa startowego
odpoczywało w równiutkim szeregu siedem samolotów, każdy
innego typu i wyprodukowany w innym roku.
Kiedy Charlie Jones lądował na betonowym pasie, z hangaru
wybiegło trzech mężczyzn, jeden z nich pośpiesznie ocierał
ręce w poplamioną, czerwoną szmatę.
-Znalazłem ich! - krzyczał triumfalnie Charlie, wyskakując
pierwszy z kabiny. Chance i Sunny wysiedli za nim i Charlie
szybko dokonał prezentacji:
-Ci dwaj z lewej, Saul Osgood i Fed Lynch, też są z patrolu
powietrznego, a facet ze szmatą to Rabbit Warren, mechanik.
To Saul zauważył dym, wydobywający się z kanionu i podał
nam przez radio waszą pozycję.
120
Po serdecznym powitaniu Chance opowiedział pokrótce o
awaryjnym lądowaniu w kanionie.
-Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy w tym wąskim
kanionie nagle zobaczyłem samolot - mówił Saul, z
niedowierzaniem kręcąc głową. - To cud, że dałeś radę tam
wylądować.
-Jesteś pewien, że to pompa paliwowa?- - dopytywał się
Warren, kiedy szli już w stronę hangaru.
-Tak. Wszystko sprawdziłem.
-To Skylane?
-Tak. Chance podał dokładną nazwę modelu i Warren w
zamyśleniu potarł szczękę.
-Hm... W zeszłym roku przyleciał tu kiedyś taki jeden facet,
też na Skylane. Zamówił u mnie kilka części, potem odleciał i
nigdy się już nie pojawił. Poszukam tych części, a wy
tymczasem na pewno będziecie chcieli się odświeżyć.
Odświeżyć! Jeśli ta czynność będzie miała coś wspólnego z
prawdziwą łazienką, to Sunny była nadzwyczaj chętna. Chance
uprzejmie puścił ją pierwszą, a ona siłą powstrzymała się od
okrzyków radości na widok obfitości wody tryskającej z kranu
oraz na widok drugiego cudownego urządzenia, mianowicie
sedesu ze spłuczką.
Po niej łazienkę zajął Chance i kiedy oboje byli już
odświeżeni, zafundowali sobie zimne drinki z automatu. Obok
automatu z napojami głodne oczy Sunny dojrzały automat
serwujący jedzenie. Szybciutko wrzuciła monetę, nacisnęła
guzik, na tackę spadł kawałek żółtego sera w folii i krakersy.
-Niemożliwe! - dziwował się Chance. - Myślałem, że
wezmiesz coś słodkiego.
-Naturalnie! Na deser!
Drzwi biura uchyliły się.
-Chcecie pogadać z kimś przez telefon ?  pytał Fed Lynch. -
Federalną Agencję Lotniczą już powiadomiłem i odwołałem
poszukiwania. Ale może chcecie zadzwonić do kogoś z
rodziny? Nie krępujcie się, telefon jest do waszej dyspozycji.
121
-Muszę zadzwonić do firmy  oświadczyła Sunny, z niezbyt
zadowoloną miną. Wiadomo było, że jest usprawiedliwiona, co
do tego nie miała wątpliwości. Nikt nie będzie miał pretensji,
że nie doręczyła przesyłki. Ale klient, w końcu osoba
najważniejsza, na pewno nie będzie zadowolony.
Chance odczekał, aż Sunny wejdzie za przeszklone drzwi i
podejmie słuchawkę telefonu, po czym dyskretnie przemknął
do Rabbita, który przekładał różne przedmioty z jednego
miejsca na drugie, udając, że szuka części do pompy.
Chance popatrzył na niego z prawdziwym rozczuleniem.
Musiał przyznać, że ludzie udali mu się, ze świecą takich
szukać. Odgrywają swoje role jak zawodowi aktorzy.
-Wszystko w porządku - mruknął Chance.
- Kiedy polecimy z Charliem z powrotem do kanionu z tą
całą pompą, możecie stąd się zwijać.
Rabbit, zdejmując z półki kolejne pudełko, zerknął na
szczupłą postać Sunny widoczną za szybą i uśmiechnął się z
aprobatą.
-Nie miał pan łatwej randki, szefie! Ale trzeba przyznać, że
dziewczyna całkiem do rzeczy!
-Najważniejsze, że czysta - odparł Chance, odbierając od
niego pudełko.  Nie ma nic wspólnego z tymi bandziorami.
-Czyli koniec akcji, szefie?
-Ależ skąd! Działamy dalej. Zmieniamy tylko rolę Sunny.
Nie będzie już kluczem do skrytki tatusia, ale przynętą. Hauer
ściga ją właściwie od chwili jej narodzin. Trzeba więc pokazać
mu córkę, wtedy na pewno się ujawni. Tylko zawiadom, kogo
trzeba, że włos z głowy nie może jej spaść. To biedna
dziewczyna, ten Hauer spaprał jej całe życie.
Niestety, on, osobiście, też coś jej w życiu spaprze. Przecież
ona panicznie boi się Hauera. Będzie w szoku, kiedy się dowie,
że Chance z rozmysłem zdradził Hauserowi jej tożsamość.
Nigdy mu tego nie wybaczy i to będzie oznaczało definitywny
koniec ich znajomości...
Spokojnie, przecież tak właśnie miało być. Od początku
zakładał, że będzie to znajomość przelotna, bliższa, bo bliższa,
122 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org