Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wymyśliłam, jak to zrobić.
- Sprowadziłam was obu tutaj. Umieściłam tę myśl w twoim umyśle, Stefano, tak jak ty robisz to z
ludzmi. Doprowadziłam cię tutaj. A potem upewniłam się, że Damon też tu trafi. Elena tu była. Chyba musi
być ze mną spokrewniona, jest do mnie podobna. Wiedziałam, że zobaczycie ją i poczujecie się winni. Ale nie
mieliście się w niej zakochiwać! - Uraza w jej głosie znów ustąpiła wściekłości. - Nie mieliście zapominać o
mnie! Nie miałeś jej dawać mojego pierścienia!
- Katherine... Ciągnęła dalej.
- Bardzo mnie rozgniewaliście. A teraz będziecie żałować, będziecie bardzo żałować. Wiem, kogo teraz
najbardziej nienawidzę. Ciebie, Stefano. Bo najbardziej cię kochałam.
- Wydawało się, że odzyskuje kontrolę nad sobą. Otarła łzy z policzków i wyprostowała się z przesadną
godnością.
- Damona nienawidzę mniej - powiedziała. - Mogłabym nawet pozwolić mu żyć. - Zmrużyła oczy, a
potem otworzyła je szeroko. Widocznie wpadła na jakiś pomysł. - Posłuchaj, Damonie - zwróciła się do niego
szeptem. - Nie jesteś tak głupi jak Stefano. Wiesz, jaki jest świat. Słyszałam, co mówisz. Widziałam, co robisz.
- Nachyliła się do niego. - Jestem samotna od śmierci Klausa. Mógłbyś dotrzymać mi towarzystwa. Wszystko,
co musisz zrobić, to powiedzieć, że kochasz mnie najbardziej na świecie. Wtedy zabiję ich, a ciebie wypuszczę.
Możesz nawet sam zabić tę dziewczynę, jeśli zechcesz. Pozwolę ci. Co ty na to?
O Boże, pomyślała Elena, wstrząśnięta. Damon wbił wzrok w Katherine, jakby próbował ją wybadać.
Na jego twarzy znów pojawił się wyraz rozbawienia. O Boże, nie. Proszę, nie...
Damon się uśmiechnął.
94
ROZDZIAA 15
Elena patrzyła na Damona oniemiała z przerażenia. Zbyt dobrze znała ten uśmiech. Ale chociaż jej serce
krwawiło, umysł postawił drwiące pytanie: co za różnica? Ona i Stefano i tak mieli umrzeć. Tylko Damon mógł
się uratować. Byłoby błędem oczekiwać, że postąpi wbrew swojej naturze.
Patrzyła na ten piękny, kapryśny uśmiech z poczuciem żalu wywołanego myślą o tym, kim Damon
mógł być. Katherine odwzajemniła uśmiech, oczarowana.
- Będziemy razem tacy szczęśliwi. Kiedy oni będą martwi, puszczę cię. Nie chciałam cię skrzywdzić tak
naprawdę. Po prostu się rozgniewałam. - wyciągnęła smukłą rękę i pogłaskała go po policzku. - Przepraszam.
- Katherine - powiedział, wciąż się uśmiechając.
- Tak. - Nachyliła się bliżej.
- Katherine...
- Tak, Damonie?
- Idz do diabła. Elena wzdrygnęła się przed tym, co miało nastąpić, zanim to jeszcze nastąpiło. Poczuła
nagły przypływ mocy, złowrogiej, nieokiełznanej mocy. Krzyknęła, widząc zmianę w Katherine. Urocza twarz
wykrzywiła się, przekształcając w coś nieludzkiego. Czerwone płomienie błysnęły w jej oczach, gdy rzuciła się
na Damona, wbijając kły w jego gardło.
Z czubków jej palców wyrosły szpony, którymi rozdarła jego już i tak krwawiącą pierś. Elena nie
przestawała krzyczeć, domyślając się ledwie, że ból w jej ramieniu pochodzi od liny, którą usiłuje zerwać.
Usłyszała krzyk Stefano, ale nad wszystkim górował ogłuszający skrzek myśli wysyłanych przez Katherine.
Teraz będziesz żałował! Będziesz żałował! Zabiję cię! Zabiję cię! Zabiję cię! Zabiję cię!
Same słowa zadawały ból, wbijając się w umysł Eleny, ich brutalna moc oszołomiła ją. Przywarła do
żelaznych prętów za jej plecami. Ale nie dało się uciec od tego głosu. Zdawał się dochodzić ze wszystkich stron
naraz i miażdżyć jej czaszkę.
Zabiję cię! Zabiję! Zabiję!
Elena zemdlała.
Meredith, kucając obok cioci Judith w komórce na narzędzia, przesunęła się trochę, próbując rozpoznać
dzwięki dobiegające zza drzwi. Psy dostały się do piwnicy. Nie była pewna jak, ale widząc zakrwawione pyski,
domyśliła się, że musiały przedostać się przez okienka. Teraz były gdzieś za drzwiami, ale Meredith nie mogła
odgadnąć, co robią. Było zbyt cicho.
Margaret, wtulona w Roberta, jęknęła cicho.
- Tss... - szepnął Robert. - W porządku, skarbie. Wszystko będzie dobrze.
Meredith spojrzała ponad głową Margaret w jego przestraszone, ale zdeterminowane oczy. Prawie
uznaliśmy cię za inną moc, pomyślała. Ale teraz nie było czasu tego żałować.
- Gdzie Elena? Powiedziała, że się mną zaopiekuje. - powiedziała Margaret. - %7łe będzie nade mną
czuwać. - Ciocia Judith przykryła jej usta dłonią.
95
- Opiekuje się tobą - odpowiedziała szeptem Meredith.
- Po prostu wysłała mnie, żebym się tobą zajęła. Tak było - dodała stanowczo i zobaczyła, jak w
wyrazie twarzy Roberta wyrzut ustępuje zakłopotaniu.
Na zewnątrz ciszę przerwały odgłosy gryzienia i drapania. Psy zabrały się do drzwi.
Robert mocniej przycisnął głowę Margaret do piersi.
Bonnie nie wiedziała, jak długo już pracują. Całe godziny w każdym razie, a wydawało się, że całą
wieczność. Psy dostały się do środka przez kuchnię i stare boczne drzwi. Jak na razie jednak tylko kilku udało
się przedostać przez ogniska broniące tych wejść. Ludzie z bronią zajęli się nimi.
Ale pan Smallwood i jego przyjaciele trzymali teraz w rękach strzelby bez nabojów. Kończył się też
opał.
Vickie wpadła w histerię jakąś chwilę temu, zaczęła krzyczeć i łapać się za głowę, jakby coś sprawiało
jej ból. Próbowali jakoś ją powstrzymać, aż w końcu zemdlała.
Bonnie podeszła do Matta, który wyglądał na zewnątrz przez rozwalone boczne drzwi. Wiedziała, że nie
patrzył na psy, ale szukał czegoś dużo bardziej odległego. Czegoś, czego stąd nie mógł dostrzec.
- Musiałeś pójść z nami, Matt - powiedziała. - Nic innego nie mogłeś zrobić.
Nie odpowiedział ani nie obrócił się.
- Już prawie świt - ciągnęła. - Może kiedy noc się skończy, psy odejdą. - Ale sama w to nie wierzyła.
Matt wciąż nie odpowiadał. Dotknęła jego ramienia.
- Stefano jest z nią. Jest tam. W końcu zareagował. Skinął głową.
- Stefano jest z nią - powtórzył.
Z ciemności wyskoczył kolejny warczący kształt. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org