[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cofnął się i puścił kołnierz kierowcy, a jego kapelusz z szerokim rondem potoczył się po
ziemi i znieruchomiał obok rozbitych okularów.
- Ty popierdolony nizinny kutasie! - Wrzasnął stróż prawa, spluwając krwią. - Ostatni
raz ci mówię: Odejdz od tych drzwiczek albo wylądujesz w jeszcze głębszym gównie!
Ricci obserwował go, nie ruszając się i nie rozluzniając zaciśniętych dłoni. Ponieważ
strażnik, którego przygwozdził drzwiami, zaczął się wiercić, kopnął go obcasem w łydkę. Z
kabiny dobiegła stłumiona litania inwektyw. Ani kierowca, ani żaden ze stróżów prawa nie
zwrócił najmniejszej uwagi na chevroleta, który zatrzymał się cicho mniej więcej dziesięć
jardów od miejsca utarczki.
- Już ci wyjaśniłem, jak to ma wyglądać - odezwał się Ricci. Zatrzymuję swój połów, a
twój chłoptaś Cobbs przestaje się rzucać. Inaczej możemy tu tkwić do sądnego dnia.
Policjant otarł wargi, zerknął na krwawą plwocinę na swojej dłoni i ponownie splunął.
- Masz jaja - powiedział, rzucając kierowcy wściekłe spojrzenie. - %7łeby mi tu
rozkazywać i uważać, że uwierzę w jakieś wymysły...
- Połów był legalny, Phipps.
- To ty tak gadasz. Cobbs uważa, że ty i twój chrzaniony pomocnik byliście daleko
poza granicą łowiska.
- O Deksie możemy pogadać pózniej. Ty i Cobbs widzieliście moje zezwolenie.
- Ale nie widziałem, gdzie kotwiczyła twoja łódz ani gdzie nurkowałeś, nie mówiąc
już o tym, gdzie zbierałeś. Poza tym to jego działka, nie moja. - Phipps wskazał brodą
wypięty tyłek. - Puść Cobbsa i zostaw nam połów, to może wykręcisz się od napadu na
funkcjonariusza na służbie.
- Dwóch funkcjonariuszy! Nie zapominaj, kurwa, o mnie, Phipps! - Krzyknął Cobbs
spod kierownicy. - I nie pozwól, do cholery...
Ricci ponownie trafił go obcasem w łydkę i wypowiedz zmieniła się w okrzyk bólu.
Phipps westchnął ciężko.
- Dwóch funkcjonariuszy - stwierdził.
- Dwóch przekupnych funkcjonariuszy.
Zastępca szeryfa skrzywił się urażony do żywego.
- Wystarczy! Mam już dość twojego pieprzenia! - Warknął, wyciągając z kabury na
biodrze colta kaliber 45.
Megan spojrzała na Nimeca.
- No, no. Zaczynają się kłopoty.
Pete skinął głową i złapał za klamkę.
- Poczekaj tu! - Rozkazał.
Jesteś pewien, że to rozsądne, żebyś...
- Nie jestem - uciął, napierając ramieniem na drzwi.
Wysiadł i ruszył wąską drogą w stronę pikapa. Zastępca szeryfa zauważył go dopiero
w tej chwili. Spojrzał przelotnie na Nimeca, potem na samochód, z którego ten wysiadł, ale
nie przestał mierzyć w Ricciego. Ten również zwrócił się nieznacznie ku Nimecowi.
- Jesteś pan ślepy? - Spytał Phipps, próbując jednym okiem obserwować przybysza, a
drugim kierowcę. - A może nie do tarło do pana, co się tu dzieje?
Nimec wzruszył ramionami.
- Turysta jestem - wyjaśnił. - A chwilę już obserwujemy, co się tu dzieje.
Phipps przemilczał to. Ponownie przyjrzał się chevroletowi tym razem uważniej,
koncentrując się na tablicy rejestracyjnej.
- Jest wynajęty - wyjaśnił Nimec, próbując zyskać na czasie i wymyślić jakiś plan,
który pozwoliłby mu wyciągnąć Toma z kłopotów bez zwracania uwagi na siebie. Obojętnie,
jakie to były kłopoty.
- Jadę z żoną do Stonington - dodał. - Chciałem zapytać, o której tam dotrzemy.
Phipps spoglądał na niego zaskoczony i poirytowany.
- Bo widzi pan, nasza rezerwacja w hotelu jest ważna jeszcze tylko pół godziny.
Ponieważ jechaliśmy tu prosto z Portland trasą sto...
- Na którą powinniście zawrócić - przerwał mu zastępca szeryfa. - I to natychmiast.
Nimec pokręcił głową.
- Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić.
Phipps spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Coś pan powiedział?!
- Nie mogę tego zrobić - powtórzył Pete ze świadomością, że w tej chwili nie ma już
odwrotu. - W okolicy nie ma innych czynnych hoteli. Jakkolwiek na to spojrzeć, jest po
sezonie.
Stróż prawa poczerwieniał. Co prawda wciąż celował w Ricciego, ale całą uwagę
skupił teraz na Nimecu.
- Następny nizinny kutas! - Krzyknął nieco zduszonym głosem Cobbs. - Po jaką
cholerę wpuszczamy takich do naszego pieprzonego stanu?!
- Lepiej aresztuj ich wszystkich, Phipps, bo mi kręgosłup pęknie, jak będę tu dłużej
tkwił!
Zastępca szeryfa przyjrzał się z irytacją Nimecowi i pokręcił głową, najwyrazniej nie
wiedząc, co zrobić. W następnej chwili Ricci podjął decyzję za niego. Korzystając z
roztargnienia Phippsa, oderwał się nagle od drzwi, chwycił w nadgarstku dłoń z pistoletem i
wygiął ją gwałtownie do tyłu, jednocześnie wykręcając. Sekundę pózniej drugą ręką wyjął mu
broń ze zdrętwiałych palców. Policjant zawył z bólu i zaskoczenia.
Wciąż jeszcze patrzył z niedowierzaniem, gdy Ricci trafił go stopą w wydatny brzuch i
pozbawił oddechu. Phipps zatoczył się do tyłu i wylądował ciężko na pośladkach z szeroko
rozrzuconymi nogami. W tym czasie Cobbs wydostał się z szoferki i próbował zaatakować
Ricciego od tyłu. Zdążył zrobić tylko krok, gdy ten obrócił się na lewej nodze i trafił go
kolanem w krocze. Cios posłał Cobbsa na burtę samochodu. Mężczyzna osunął się po niej z
jękiem, trzymając oburącz za przyrodzenie. Ricci wyjął magazynek z pistoletu i cisnął go w
rosnące na poboczu krzaki, a broń wsunął do kieszeni kamizelki.
Nimec skinął do niego głową, po czym podbiegł do Cobbsa, wyciągnął mu pistolet z
kabury i posłał jego magazynek w ślad za poprzednim. Ricci przyklęknął nad Phippsem i
starannie obmacał mu nogawki.
- Nie masz żadnej zabawki na wszelki wypadek? - Spytał.
Zastępca szeryfa spojrzał na niego i pokręcił głową.
- W porządku. - Ricci wstał i cofnął się kilka kroków. - Posłuchaj, jak będzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl