[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bardzo chciała zabrać do miasta Kari, ale Heike zdecydowanie się sprzeciwił. W żadnym
razie nie mogli mieszać w swoje sprawy Eirika i jego rodziny, zarówno ze względu na
bezpieczeństwo tamtych, jak i własne. Heike nie chciał, by ludzie Snivela odkryli ich
istnienie, zanim on sam nie będzie gotowy do natarcia.
Przed wyjazdem pojawił się jednak inny problem...
Koń Heikego za nic nie dał się zaprząc do wozu, słyszane to rzeczy, żeby rasowego
wierzchowca i w ogóle, ile jeszcze przyjdzie mi znieść, zdawały się mówić końskie oczy.
Musieli więc pożyczyć starą klacz Eirika i dopiero wtedy mogli się wdrapać na wóz.
Ktoś, kto nie widział twarzy podróżnych, mógł ich wziąć za parę prostych zagrodników.
Piękne rysy Vingi świadczyły jednak o szlachetnym pochodzeniu, a rysy Heikego...
Cokolwiek by sądzić o rysach Heikego, to w żadnym razie nie przypominały one rysów
twarzy zwyczajnego wieśniaka.
- Vingo - zaczął Heike niepewnie, kiedy zbliżali się do miasta i musiał przerwać jej pełne
zachwytu komentarze, odnoszące się do wszystkiego, co mijali po drodze. - Vingo, teraz na
pewno nie ominą nas przykrości.
- Jakie? Masz na myśli pana Snivela?
92
- Nie, nie, nawet nie wiemy, gdzie on jest. Ale ludzie są... są nieprzyzwyczajeni do mego
wyglądu. Dlatego zawsze unikałem osiedli. To... może się okazać dla ciebie bardzo
męczące, więc gdybyś chciała, to ja mogę iść w pewnej odległości za wozem. Tak, jakbyśmy
się nawzajem nie znali, wiesz.
Vinga odwróciła się do niego gwałtownie.
- Czy ty masz zle w głowie? Ja miałabym się ciebie... wyprzeć?
- Nie, nie - uśmiechał się, widząc taką spontaniczną reakcję. - Chciałbym ci tylko oszczędzić
nieprzyjemności.
Vinga znowu patrzyła przed siebie i syknęła przez zaciśnięte zęby:
- Nie słyszałam twojej propozycji.
- Ale...
- Ani słowa więcej! Nie rozumiem cię, Heike!
W jakieś pół godziny pózniej zaczęła jednak rozumieć lepiej. Wtedy siedziała wystraszana i
przygotowywała się do ponownego spotkania z ludzmi. Wkrótce jednak nieustanne
szczebiotanie, które miało dodawać jej pewności siebie, umilkło, i zupełnie zapomniała o
własnym strachu.
Nigdy nie byłaby w stanie wyobrazić sobie takiego traktowania, na jakie narażony był Heike.
Po paru minutach była tak tym zrozpaczona, że zaczęła płakać nad głupotą ludzi, ich
brakiem zrozumienia i okrucieństwem. Krzyczała do jakichś chłopców, którzy rzucali za nimi
kamieniami:
- On jest dużo lepszym chrześcijanami niż którykolwiek z was!
- Och, Vingo, nie przejmuj się nimi. A tak przy okazji, to nie jestem chrześcijaninem -
powiedział Heike.
- To nie ma znaczenia! - zawołała wzburzona. - Oni nie rozumieją, że chrześcijaństwo nie
ma wyłącznego prawa do dobroci. Dla nich chrześcijanin znaczy tyle, co dobry. Nie
chrześcijanin to monstrum, uosobienie zła.
Heike stłumił uśmiech wywołany tą jej domorosłą filozofią. Choć Bogiem a prawdą, to
prymitywne było pojmowanie religii przez tamtych.
Christiania zmieniła się całkowicie od czasów, kiedy Tengel miał zwyczaj przyjeżdżać tutaj
konno i odwiedzać zamek w Akershus. W miejsce małych, zbudowanych z drewna i
smarowanych smołą chałup wybudowano wysokie kamienice z cegły. Wszędzie otwarto
prawdziwe sklepy tam, gdzie dawniej stały tylko kramiki. Choć jednak ulice miały twardą
93
nawierzchnię, to brudno było na nich niemal tak samo. Nie pomaga wywieszanie przepisów
porządkowych, dopóki ludzie nie umieją czytać.
Vinga nie miała czasu podziwiać architektury, wciąż oburzało ją traktowanie Heikego.
- Przecież oni na ciebie plują! Dorosłe kobiety, które powinny wiedzieć więcej, żegnają się i
uciekają z krzykiem. Mężczyzni kryją twarze w kołnierzach kubraków. A dzieciaki rzucają
kamieniami i płoszą konia! Jak długo będziemy to znosić?
- Jestem do tego przyzwyczajony - odparł Heike cierpko. - Lato jest najgorsze, bo wtedy nie
mogę ukrywać twarzy za ciepłym szalikiem.
- To dobrze, że akceptujesz siebie - powiedziała gorączkowo. - Bo żyć z pragnieniem, żeby
inaczej wyglądać, ta chyba najstraszniejsza z piekielnych mąk. Jak to musi człowieka
wyniszczać! Ale ty chyba tak nie postępujesz? Chciałam powiedzieć, nie pragniesz
wyglądać inaczej.
- Owszem - odparł Heike. - Pragnę. A zwłaszcza teraz...
Tego już Vinga nie słyszała, bo znowu musiała krzyczeć: Wynoście się stąd! do trzech
mężczyzn, którzy niebezpiecznie zbliżali się do wozu. Wymachiwała batem, więc musieli
uskoczyć w bok.
- Czy nigdy nie zostałeś pojmany?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl