[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim chodzi. Aatwiej mi powiedzieć sobie, że nic dla ciebie nie znaczę. Wtedy bę-
dę mogła zadzwonić do Russella Hollowaya i, być może, wyjechać stąd na zawsze. Ale
to nie jest takie łatwe, bo miłość do ciebie to nie przelotny kaprys. Pokochałam cię, bo
byłeś przy mnie, kiedy tego najbardziej potrzebowałam i nigdy nie odmówiłeś mi wspar-
cia. Bo trzymałeś mnie w ramionach, nauczyłeś znów wierzyć w miłość i kochałeś naj-
piękniej na świecie.
Nie potrafił znalezć słów odpowiedzi. Kiedy tak odkrywała się przed nim, czuł się
słaby, a wciąż pamiętał, co zawsze powtarzała im matka. %7ładna kobieta nie chce przy
sobie słabeusza. Słabość dyskwalifikowała każdego, ale w szczególności mężczyznę.
- Chciałbym znalezć właściwe słowa, kochanie, ale nie potrafię - powiedział, wy-
bierając szczerość, z nadzieją, że ona zrozumie.
- To chore. Powiedziałam, że cię kocham.
- Wiem. Mnie też na tobie zależy.
- Nie. - Wstała z ławki. - Dlaczego nie możesz przyznać, że odwzajemniasz moją
miłość? Mówisz o pożądaniu, ale nie o miłości. Dlaczego? Naprawdę nie czujesz do
mnie nic więcej?
Zdesperowany, czuł, że traci kontrolę i nie miał pojęcia, jak się przed tym uchro-
nić.
- Niepotrzebnie się denerwujesz. Trudno rozmawiać w takim stanie.
R
L
T
- Nie jestem zdenerwowana tylko rozczarowana. W końcu znalazłam mężczyznę,
którego pokochałam, a on nie potrafi przyznać, że odwzajemnia moje uczucie.
- Wiesz, że mi na tobie zależy.
- To nie wystarczy.
Odwróciła się, żeby odejść, a on przeraził się, że naprawdę ją straci. %7łe to ich
ostatnie wspólne chwile.
- Jen, poczekaj - zawołał. - Spróbuję jeszcze raz.
Spojrzała na niego przez ramię.
- Wiem, że cię na to stać, ale skoro tak trudno ci przyznać, co do mnie czujesz, to
może mnie jednak nie kochasz. Rozumiem to. Pokochałam cię, ale nie należę do twojego
świata. Może jestem za mało wyrafinowana, a może moje zwyczajne życie jest dla ciebie
po prostu nudne.
Nate zerwał się z ławki i podbiegł do niej. Zwieciło słońce i dzień był prześliczny.
Nie mógł pozwolić jej odejść; zakończenie tego związku byłoby jawnym zaburzeniem
panującej dookoła harmonii.
- Nie mów tak. Podoba mi się twoje życie, a nasze wspólne tygodnie to najpięk-
niejszy czas. Jeszcze nigdy nie byłem tak spokojny wewnętrznie, odkąd skończyłem z
bejsbolem.
- Cieszę się - odparła ze spokojem. - Tego ci życzyłam.
- Daj mi jeszcze jedną szansę - poprosił.
Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
- Skoro mnie nie kochasz, nie ma już nic do powiedzenia. Nie potrafię zostać z to-
bą w sytuacji, kiedy ja kocham, a ty nie. To by mnie zabiło. Nie chcę tak żyć.
Do głębi rozczarowana postawą Nate'a, Jen rzuciła się w wir pracy i minęły kolejne
trzy dni, zanim zadzwoniła do Russella Hollowaya. Sekretarka przełączyła ją natych-
miast.
- Tu Holloway.
- Dzień dobry, mówi Jen Miller. Dostałam pana numer od Cama Sterna.
- Jen, świetnie, że dzwonisz. Słyszałem o tobie dużo dobrego. Bardzo chciałbym
spotkać się z tobą osobiście i przedyskutować moją propozycję.
R
L
T
- Propozycję pracy?
- Tak. Nie wiem, czy znasz moje kluby...
- Panie Holloway...
- Mów mi Russ, jak wszyscy.
- Dobrze, Russ. Słyszałam o twoich klubach. O jakiej pracy dla mnie myślałeś?
Miałabym objezdzić je wszystkie i wyszkolić tancerzy?
- Tak. I przygotować choreografię występów. Poprosiłem Cama, żeby przesłał mi
film z twoim flamenco. Naprawdę jesteś niezwykle utalentowana.
Pochlebił jej. Po huśtawce emocjonalnej ostatnich tygodni przyjemnie było usły-
szeć kilka komplementów.
- Bardzo ci dziękuję.
- Nie dziękuj. Mówię szczerą prawdę. Co sądzisz o mojej propozycji?
- Mam ci odpowiedzieć teraz?
- Mogę poczekać kilka dni. Spotkajmy się w Londynie. Wyślę ci bilet.
- Dlaczego w Londynie?
- Zamierzam odwiedzić Kiwi-Klub w Kensington. Tam się spotkamy. Daj znać, co
postanowiłaś.
- Kiedy mielibyśmy się spotkać? Mam tu mnóstwo pracy. Przygotowujemy obcho-
dy dziesiątej rocznicy Luna Azul. To już w maju, więc nie mogę wyjechać na dłużej.
- Podoba mi się tak etyczne podejście do pracy - pochwalił ze śmiechem. Skradnę
ci najwyżej trzy, cztery dni.
- Dobrze. Spotkajmy się, ale nie obiecuję, że wezmę tę pracę.
- Rozumiem - odparł zwięzle.
Zadzwoniła do Cama, poprosiła o kilka dni wolnego i poleciała do Londynu. To
dało jej przedsmak życia, jakie mogłaby prowadzić, gdyby przyjęła jego propozycję. Ki-
wi-Kluby były większe niż Luna Azul i jej taniec podziwiałoby dużo więcej ludzi niż
kiedykolwiek dotąd. Ale Londyn był deszczowy i zimny, a ona tęskniła za Miami.
Tęskniła za Marcią i Rileyem i w głębi duszy wiedziała, że to nie dla niej. Wzięła-
by tę pracę tylko po to, żeby uciec od Nate'a, a to nie miało sensu. Następnego rana
oznajmiła Russowi swoją decyzję.
R
L
T
- Przykro mi, ale jestem większą domatorką, niż sądziłam. Bardzo tęsknię za rodzi-
ną.
- W porządku - odparł. - Jestem podobny, więc doskonale cię rozumiem. Ale za-
dzwoń do mnie, gdybyś kiedykolwiek zmieniła zdanie. Zawsze będę miał dla ciebie
miejsce.
To była miła propozycja, ale wiedziała, że z niej nie skorzysta. Była już zmęczona
uciekaniem.
Poleciała więc do Miami i wróciła do pracy. Każdą wolną chwilę spędzała w Luna
Azul. Pracowała nad przygotowaniami do rocznicy, chociaż Nate był wciąż bardzo zajęty
i nie pokazał się w klubie ani razu.
Którejś nocy, kiedy w samotności ćwiczyła układ taneczny, usłyszała za plecami
głos Cama.
- Powinnaś już być w domu.
- Jeszcze nie. Chcę to przećwiczyć z tancerzami jeszcze przed wyjazdem Hutcha.
- Wszyscy jesteście świetni. Potrzebujesz odpoczynku; sama wiesz, jakie to ważne.
- Wiem - przyznała.
Ale nie zamierzała wracać do domu i odpoczywać. Ostatnio wciąż miała problemy
ze snem. Wszystko zaczęło się od zerwania z Nate'em tamtego słonecznego dnia w par-
ku. Niespokojny, przerywany sen nie mógł przynieść właściwego wypoczynku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl