[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i powiedziałem mu, żeby zbudował mi nowy. Duży czy mały, w jakim
stylu... było mi wszystko jedno. Po prostu nowy dom.
- Nasz... dom? Tak powiedziałeś...
- Mój i mojej żony, Marianne. Mieszkaliśmy kilka kilometrów stąd. -
Dziwne, że jej o tym powiedział. Nigdy dotąd z nikim o tym nie
rozmawiał. Najpierw było to dla niego zbyt bolesne, potem, kiedy w
miarę upływu czasu bolesna rana goiła się, zauważył, że ludzie wcale
nie są chętni do podjęcia tego tematu. Czuli się niezręcznie, byli
zakłopotani. Jednak Katie też straciła kogoś bliskiego w podobnych
okolicznościach i z pewnością potrafiła go zrozumieć jak nikt. -
Znalazłem ją w stawie, niedaleko miejsca, gdzie przedtem stał nasz
dom. Jej ciało unosiło się na wodzie. Leżała twarzą w dół.
- Och, Josh! Tak bardzo ci współczuję. Odetchnął głęboko.
- Nie wiem, gdzie była, kiedy nadeszło tornado. Może w domu lub
próbowała uciec do schronu.
Katie lekko uścisnęła go za rękę.
- Ciebie wtedy tu nie było? - spytała cicho.
- Nie było mnie. - Czas tłumił ból, ale wyrzuty sumienia zostały.
Zawiódł kobietę, którą kochał. - Nie było, chociaż Marianne prosiła,
żebym tego dnia został w domu, bo zapowiadano gwałtowną zmianę
pogody. Ale dla mnie odstawienie przyczepy z bydłem na targ w
Amarillo było ważniejsze niż trzymanie za rękę kobiety, która boi się
kilku błyskawic i piorunów.
Katie objęła go w braterskim uścisku, by dodać mu otuchy.
- Nie powinieneś tym się zadręczać, Josh. Texas Panhandle to
olbrzymie terytorium, więc prawdopodobieństwo, że tornado uderzy
właśnie w miejsce, gdzie stał wasz dom, była jedna na milion.
Też ją objął i oparł się policzkiem o jej głowę.
- Wiem... - powiedział bezradnie i ciężko westchnął. - Ale ja i tak
wciąż się zastanawiam, że gdybym wtedy został w domu, wszystko
mogłoby potoczyć się inaczej.
- Ja też po śmierci Marka zadręczałam się, że nie powstrzymałam go
przed tamtym wyjazdem... Pytałam się samą siebie, co mogłabym
zrobić, by nie doszło do najgorszego. Josh, ale to są takie pytania, na
które nigdy nie poznamy odpowiedzi. Los układa nasze ścieżki w
sobie tylko znany sposób, a my nie jesteśmy w stanie przewidzieć
wszystkich konsekwencji naszych czynów czy decyzji.
Spojrzała mu w oczy, on zaś w przypływie czułości delikatnie
pocałował ją w atłasowy policzek.
- Pewnie masz rację... Kiedyś myślałem, że ludzie, którzy się
kochają, powinni razem umierać, bo ten, kto pozostaje na ziemi,
strasznie cierpi, potem jednak zrozumiałem, że nie mam racji. Nie
wiem, jak to wyrazić...
- %7łycie, póki trwa, niech trwa - szepnęła.
- Niech trwa... - powtórzył w zadumie.
- No właśnie. - Uśmiechnęła się, wyraznie rozluzniona.
- Nie znamy wyroków losu, ale...
- Masz rację, Josh. To ale" jest najważniejsze. Po raz pierwszy od
śmierci Marka wzniosłabym toast za życie.
- Chciałbym ci coś powiedzieć... - Zawahał się.
- Więc powiedz.
- Katie, bardzo mi przykro, że twój narzeczony umarł, ale jestem
szczęśliwy, że nie byłaś wtedy razem z nim. Mogłaś też zginąć. Och,
Katie... - Znów się zawahał.
- Co, Josh?
- A to, że za każdym razem, kiedy cię dotykam, chce mi się czegoś
więcej.
Zanim zdążyła nazwać go skończonym głupkiem czy jeszcze
dosadniej, zamknął jej usta pocałunkiem i z największą satysfakcją
zauważył, że jego obawy były nieuzasadnione. Katie, zamiast go
odepchnąć, wzmocniła tylko uścisk i rozchyliła usta. Jej uległość
natychmiast wzmogła jego apetyt na tę kobietę w sposób wręcz nie-
wyobrażalny.
Oczywiście doskonale wiedział, że właśnie zbliżają się do
niebezpiecznej granicy. Jeszcze tylko jeden krok i resztę nocy spędzą
na poznawaniu siebie nawzajem w najbardziej gruntowny sposób.
Zdawał sobie sprawę, że powinien powstrzymać się, zanim sprawa
wymknie mu się z rąk. Mimo to nie przerywał pocałunku. Całował
dalej, zapamiętale, głaszcząc Katie po plecach i niżej, po zgrabnym
tyłeczku, odzianym w niebieskie dżinsy, w których w miejscu, gdzie
słodki tyłeczek się kończył i zaczynała się noga, było malutkie
rozdarcie.
Kiedy sobie o tym przypomniał, jęknął.
I ten jęk natychmiast go otrzezwił. Poderwał głowę, zaklął w duchu.
Gdyby przyznawano nagrody za głupotę, niewątpliwie otrzymałby
puchar zwycięzcy. Katie Davidson nie przyjechała do Broken Bow po
to, żeby ktoś ją uwiódł, a on, choć w tej właśnie chwili chciałby
zaprzeczyć temu z całą stanowczością - był dżentelmenem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspartaparszowice.keep.pl