Photo Rating Website
Home Maximum R The Cambr 0877 Ch09 Niewolnica

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pewnie, bez strachu, a złoty promień
światła błysnął w jego czarnych włosach. Broń wypadła z
rąk mężczyzn. Upadli na kolana i
bili czołem o czarny piach.
Niczym daleki, słaby szept śmierci, westchnienie dobiegło
od rozpostartych na ziemi ludzi,
z oczekującego, splamionego krwią tłumu:
 Ty jesteś tym człowiekiem!
Strona 75
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
ROZDZIAA VII
BOURTAI CZARNOKSI%7łNIKIEM!
Czerwona brama była tuż przed Conanem i otworzył ją
mocnym pchnięciem. Wolnym
krokiem wszedł w cienie łuku znajdującego się pod rzędami
miejsc do siedzenia. W
czerwonym świetle zachodzącego słońca dostrzegł
wielokolorowe szeregi kapłanów i
strażników, zgromadzonych gęsto, niczym sępy na swojej
ofierze. Oczy Cymmeryjczyka ze
zniecierpliwieniem spojrzały poza ten tłum na wąski
dziedziniec, gdzie czekać miał obiecany
przez Bourtai koń. Teraz, dla odmiany, miał już dość
zabijania. Jednak, gdyby którykolwiek z
tych stłoczonych śmieci usiłował go zaczepić&
 Stój, człowieku!  zabrzmiał głośny głos, a szybkie
oczy Conana zwróciły się w
kierunku wysokiej, postawnej postaci odzianej w szaty ze
złota i otoczonej przez szeregi
złotych kapłanów.  Stój, człowieku i odpowiedz na moje
pytanie. Co powiedziała ci
Zmierć?
Conan warknął i odwrócił się, wyrzucając w bok swe
muskularne ramiona. Kolejny ostry
głos zawołał do niego:
 Nie odpowiadaj mu, człowieku. Mnie opowiedz swój
sekret, a ja uczynię cię takim
bogaczem, że przejdzie to twoje najśmielsze marzenia.
 Nie, opowiedz mi!
 Nie, mi!
Z każdej strony nadbiegali ludzie na dziedziniec, a
kolory mieszały się między szeregami.
Był tam człowiek w fioletowej masce, inny w szkarłatnej,
a jeszcze inny w zielonej  sępi
czarnoksiężnicy. Barbarzyńca wyrzucił w górę swoje mocne
ręce.
 Słuchajcie wszyscy  krzyknął.  Powiem mój sekret
tylko jednemu człowiekowi.
Niech przyjdzie do mnie ten, który sam jeden rządzić
będzie miastem. Ale nie wcześniej, niż
będzie to tylko ten jeden. A teraz rozegrajcie to między
sobą!
Przez chwilę pełna zdziwienia cisza zapanowała na tym
zatłoczonym dziedzińcu i w tym
samym momencie otworzyła się szeroka brama, a za nią
Conan ujrzał przyzywającą rękę i
srebrzyście pobłyskującego konia. Z rykiem Cymmeryjczyk
Strona 76
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
ruszył do przodu. Wiele rąk
czepiało się jego ramion, ale nawet w ich dotyku był
strach i żaden nie ośmielił się go
zatrzymać. W kilku długich skokach Conan znalazł się przy
bramie i przeskoczył przez nią.
Pomarszczona małpia twarz Bourtai z uśmiechem spojrzała
na niego.
 Tak, panie, wiedziałem, że musisz wygrać!
Bez słowa Conan wskoczył na koński grzbiet. Jego mocna
dłoń złapała złachmanione
odzienie Bourtai, a jego nieobute stopy uderzyły boki
rumaka zmuszając go do ruchu. Kopyta
uderzyły z hukiem o ziemię i zadzwoniły na bruku, a hałas
dobiegający z areny nikł w oddali.
Cymmeryjczyk rzucił ciało Bourtai na konia przed sobą i
przyśpieszył. Pozostawił
zachodzące słońce po swojej prawej stronie i pogalopował
w kierunku Bramy Południowej.
Spomiędzy wysokich, pozłacanych wież dostrzegł słońce.
Było nisko, ale nie dotykało
jeszcze wzgórz. Jeśli się pośpieszy, zdąży. Szybki galop
przez wzgórza i pozostawi za sobą
krainę, gdzie powiewał Ognisty Wicher. Na czystych,
dzikich równinach zbierze braci
Kassara i przy ich pomocy oczyści ziemię z tego
przeklętego plemienia czarnoksiężników. A
potem będą już bogactwa dla wszystkich, a on, rządzić
będzie miastem!
 Dokąd& dokąd zmierzasz, panie?  Słowa wyskakiwały z
ust Bourtai, podczas gdy
jego ciało, ułożone na brzuchu, podskakiwało na końskim
grzbiecie.
 Do Agrimaha albo do piekła  powiedział dziko Conan. 
Czy ma to jakieś
znaczenie?
 Nie, panie, ale po co się tak śpieszyć? Miasto należy
do ciebie. Możesz je wziąć w
każdej chwili.
Conan nie odpowiedział. Jego mocna, prawa dłoń przydusiła
Bourtai. Lewa dłoń,
trzymająca lejce, prowadziła konia, poruszające się
mięśnie konia pod jego nogami i powiew
czystego, słodkiego powietrza na jego twarzy,
przepełniały go radością. Całym sobą czuł rytm
uderzających w ziemię kopyt. Bourtai przez cały czas
wyrzucał z siebie różnorodne pytania,
ale z ponurych ust barbarzyńcy nie dobiegała żadna
odpowiedz, więc po chwili zamilkł.
Strona 77
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
Conan zaczął odczuwać zmęczenie. Rana w udzie nie dawała
mu spokoju, a przecięty nożem
policzek zdawał się być pozbawiony wszelkiego czucia.
Wiatr był zimny dla jego pokrytego
potem, nagiego torsu, ale widział przed sobą Południową
Bramę. Mocno się pochylił i uderzył
boki konia. Strażnicy na murach patrzyli w jego stronę, a
z boku drogi stała przygarbiona
postać, ubrana w czarne szaty i z czarną maską na twarzy!
Pierś Conana przepełniła złość i skierował konia w tę
stronę. Za chwilę będzie o jednego
czarnoksiężnika mniej i o jednego czarnoksiężnika mniej
roboty będą mieli jego ludzie! Za
chwilę& Koń cofnął się ostro, uderzając powietrze
kopytami, a z jego nozdrzy dobiegł odgłos
przerażenia. Conan dziko mocował się z rumakiem, a w
końcu uderzył go w głowę. Rumak
opadł z powrotem na ziemię, ale skręcił ze ścieżki, po
której pędzili. Czarnoksiężnik nie
poruszył się, ale Cymmeryjczyk czuł na sobie napięty
wzrok złośliwych oczu, spoglądających
przez szpary wycięte w masce.
Po raz kolejny Conan zmusił rumaka do ataku i po raz
kolejny koń zaprotestował, i
niemalże go zrzucił. Barbarzyńca dziko skoczył na ziemię
i ruszył ku nieruchomej postaci.
Jeden, dwa skoki i nagle coś niewidocznego uderzyło go w
piersi, w czoło i uda, jakby runął
na kamienną ścianę. Jego głowa zakołysała się od tego
uderzenia, cofnął się, ale ponownie
zmusił do ataku. Tym razem zdołał uczynić tylko jeden
krok nim powstrzymała go ta sama
przeszkoda.
 Jesteś moim więzniem!  miękko powiedziała postać w
czerni.  Pójdziesz tam,
gdzie ci rozkażę.
 Do diabła z tobą!  warknął Conan. Złapał ręką końską
grzywę i wskoczył na jego
grzbiet ruszając w kierunku Południowej Bramy. Rumak
uczynił jeden długi skok, a potem
jego głowa odskoczyła i dał się słyszeć trzask łamanych
kości. Cymmeryjczyk upadł na
ziemię, a koń runął martwy!
 Tędy, panie, szybko!  krzyknął Bourtai.
Conan stanął na nogi i odwrócił się w kierunku głosu, a
potem zobaczył Bourtai
machającego do niego z ciemnej uliczki pomiędzy dwoma
Strona 78
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
glinianymi domami. Wyzywające
oczy barbarzyńcy przeszyły przestrzeń wąskiego przejścia
przed bramą. Z wąskich uliczek
nadchodziły dwie inne, wysokie postacie w maskach, jedna
w srebrnej, a druga w błękitnej.
 Stój, człowieku!  krzyknęli.
Z przekleństwem Conan rzucił się w kierunku uliczki,
gdzie zaczaił się Bourtai, potknął się
w ciemności, a potem poczuł na sobie lekki dotyk kalekiej
ręki złodzieja.
 Nie pozwolą ci opuścić Turghol, panie  szepnął
złodziej.  Każdy z nich raczej by
cię zabił niż pozwolił ci znalezć się w rękach innego.
Jeśli jeden cię pojmie, a ty wydasz
sekret, może zmienić cię w małpę chroniącą jego ogród lub
wysłać cię, jako bezmyślnego
niewolnika do pracy przy wiosłach na galerach, póki nie
nauczysz się posłuszeństwa. Honory,
które obiecał ci Agrimah, panie, musisz sam sobie
wywalczyć.
Słowa Conana z warknięciem wydobyły mu się z gardła:
 Wywalczę  powiedział gwałtownie.  A Agrimah niech
lepiej wzmocni swoją
ochronę!
Cichymi krokami szedł w ciemności prowadzony przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spartaparszowice.keep.pl
  • Naprawdę poczułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

    Designed By Royalty-Free.Org